
7 osób
Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: wszyscy
Moderacja: po publikacji
Zakochać się w Piranie
Każdy, kogo spotkamy w okolicach środkowej Słowenii, będzie się zastanawiał, co tam robimy. Czemu jeszcze nie jesteśmy na wybrzeżu? Przecież to tam jest najładniej. Koper, Piran, Izola… Po co siedzieć tutaj? Mają rację? Połowicznie. To smutne, że nie doceniają reszty swojego kraju. Ale Piran to już inna para kaloszy. Nie ma innych słów – to niesamowite miejsce.
(pioter/bywajtu)
Wybrzeże Słowenii nad Adriatykiem ma niewiele ponad 40 km długości i raczej nie uświadczymy tam piaszczystych plaż (może prócz kilku sztucznie usypanych). Ale nie o plażowanie tu chodzi, a o miasteczka. Mocno włoskie w charakterze. A Piran jest tym najbardziej niezwykłym. Leży na półwyspie o tej samej nazwie, jego stare centrum znajduje się w dole zbocza schodzącego do morza. Dosłownie calutki cypel (na którego końcu znajduje się niewielka latarnia morska) jest zajęty przez ciasno poustawiane kamienice. Nie ma sensu wjeżdżać tam samochodem (zresztą jest to dodatkowo płatna atrakcja), bo w pewnym momencie i tak utkwimy w za ciasnej uliczce, nie mówiąc już o niewielu miejscach parkingowych. Najlepiej zostawić auto na dużym parkingu przed szlabanem i zrobić sobie krótki spacer brzegiem morza aż do właściwego Piranu (dla bardzo leniwych istnieje opcja podjechania darmowym busikiem).
(Agata Kozłowska)
Miasteczko jest naprawdę malutkie. Właściwie wystarczy jeden dzień, by zejść je wzdłuż i wszerz. Najlepiej zacząć wczesnym rankiem od potężnych średniowiecznych murów obronnych na wzgórzu (wejście 1 EUR), skąd roztacza się widok na cały Piran. Dawniej oddzielały miasto od reszty lądu. Dzięki wczesnej porze będziemy mieć Piran u stóp tylko dla siebie (a po drodze na górę dowiemy się, jak rośnie kiwi). Schodząc, dojdziemy do kościoła św. Jerzego z ponad czterdziestometrową dzwonnicą (kolejny niezły punkt widokowy). A potem już gdzie dusza zapragnie – najlepiej zgubić się w krętych i wąskich brukowanych uliczkach, by poczuć ducha Piranu.
A tak rośnie kiwi - w drodze na mury obronne
Lepiej odwiedzić Piran poza sezonem, inaczej może nas odepchnąć niewiarygodną liczbą turystów. I nie zobaczymy tego codziennego życia. Najlepszy jest przełom września i października – jeszcze ciepło i słonecznie (w dzień temperatura dochodzi do 25 stopni), a już pustawo. I nadal można cieszyć się podobno najlepszymi w kraju owocami morza. A wieczorem usiąść na wybetonowanym brzegu morza i patrzeć, jak mnóstwo małych krabów ucieka spod naszych stóp.