
7 osób
Ustawienia strony:
Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: wszyscy
Moderacja: tylko niezaufani
Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: wszyscy
Moderacja: tylko niezaufani
RSS
RSS
Północ z Julią
Czy słynny balkon w ogóle można nazwać romantycznym?
Werona. Nawet mając chwilę, i to o nieludzkiej porze, nie mogłam powiedzieć „nie” miastu Romea i Julii. Ciężko wchłonąć klimat w kilka godzin, ale pierwsze wrażenie było bardzo dobre. Niezwykle zadbane włoskie miasto, po zaśmieconym Rzymie to naprawdę widać. Idealnie dobrane oświetlenie delikatnie podkreśla piękno zabytkowych kamienic. Duże wrażenie robi Arena, perła jeszcze z czasów starożytnego Rzymu. Niektórzy twierdzą, że Koloseum to przy niej nic. Cóż, Arena jest mniejsza (źródła podają, że to trzeci co do wielkości włoski amfiteatr), ale też lepiej zachowana. Miałam szczęście wejść do niej zupełnie za darmo, po wielkim koncercie, który właśnie się skończył. Zapiera dech, kiedy tak stoi się na samej górze i patrzy na czerwonawy amfiteatr, starszy od nowej ery. O północy czynne były jeszcze przeróżne kawiarnie, publiczność zamiast zwiedzać, jadła lody. Pyszne i duże.
Od Areny można przejść się słynną Via Mazzini, aż szyja rozboli od podziwiania cudów architektury. Albo witryn sklepowych, bo na tej małej ulicy zmieściło się wielu słynnych projektantów. Pod stopami cały czas czyściutki biały marmurowy chodnik. I tak aż do serca Werony, Piazza delle Eribe, który z pewnością nie ma już takiego uroku w dzień, kiedy oblegają go setki turystów. Nocne zwiedzanie górą. Słychać tylko nasze kroki na brukowanych uliczkach, nikt nie potrąca, kiedy podziwia się coraz to nowe perełki. Jeszcze tylko rzut oka na słynną fontannę Madonna Verona, jeszcze na tamtą kamienicę, jeszcze na to... czas mija nieubłaganie.
Werona to Julia. Przechadzając się nocą urokliwymi uliczkami, myślałam właśnie o romansie wszechczasów, chociaż Szekspir nigdy tu nie był. Casa di Giulietta przy Via Capello datuje się na XIII wiek, chociaż sam balkon dobudowano w wieku XX. Średniowieczna budowla, dużo większa niż na początku się wydaje, przystosowana do turystyki – witajcie we współczesnym świecie. To jednak rzeczywiście dom Capuletich, chociaż sama historia jest tylko ułudą. Na dziedzińcu stoi figura Julii z mocno wypolerowaną lewą piersią – coś o szczęściu w miłości i nowym kochanku jest tego powodem. Zanim dojdzie się pod balkon, przechodzi się bramą. Szokujące, co stało się z tymi ścianami. Od góry do dołu pomazane wyznaniami miłosnymi, rysunkami, naklejkami. Nie widać nawet kawałeczka czystego tynku. W jakiś pokręcony sposób, o północy w maju wydaje się to na miejscu. Może dlatego, że dookoła nie ma prawie nikogo (ironiczni towarzysze taktownie milczą), balkon jest delikatnie oświetlony, wydaje się, że Szekspir szepcze do ucha, a zostawienie listu Julii przynosi ulgę. I znowu – jak tu jest w ciągu dnia, kiedy resztki romantyzmu zwiewają przed masą ludzi z aparatami fotograficznymi?
Kilka godzin na Weronę to za mało. Jest tu jeszcze tyle do zobaczenia. Powód żeby jak najszybciej wrócić. Ale jeśli kiedykolwiek dostaniecie w prezencie od losu choćby tylko kilka godzin, i to w środku nocy – bierzcie bez wahania. W końcu zewnątrz Werony nie ma, nie ma świata, jak mówił Romeo.
Od Areny można przejść się słynną Via Mazzini, aż szyja rozboli od podziwiania cudów architektury. Albo witryn sklepowych, bo na tej małej ulicy zmieściło się wielu słynnych projektantów. Pod stopami cały czas czyściutki biały marmurowy chodnik. I tak aż do serca Werony, Piazza delle Eribe, który z pewnością nie ma już takiego uroku w dzień, kiedy oblegają go setki turystów. Nocne zwiedzanie górą. Słychać tylko nasze kroki na brukowanych uliczkach, nikt nie potrąca, kiedy podziwia się coraz to nowe perełki. Jeszcze tylko rzut oka na słynną fontannę Madonna Verona, jeszcze na tamtą kamienicę, jeszcze na to... czas mija nieubłaganie.
Werona to Julia. Przechadzając się nocą urokliwymi uliczkami, myślałam właśnie o romansie wszechczasów, chociaż Szekspir nigdy tu nie był. Casa di Giulietta przy Via Capello datuje się na XIII wiek, chociaż sam balkon dobudowano w wieku XX. Średniowieczna budowla, dużo większa niż na początku się wydaje, przystosowana do turystyki – witajcie we współczesnym świecie. To jednak rzeczywiście dom Capuletich, chociaż sama historia jest tylko ułudą. Na dziedzińcu stoi figura Julii z mocno wypolerowaną lewą piersią – coś o szczęściu w miłości i nowym kochanku jest tego powodem. Zanim dojdzie się pod balkon, przechodzi się bramą. Szokujące, co stało się z tymi ścianami. Od góry do dołu pomazane wyznaniami miłosnymi, rysunkami, naklejkami. Nie widać nawet kawałeczka czystego tynku. W jakiś pokręcony sposób, o północy w maju wydaje się to na miejscu. Może dlatego, że dookoła nie ma prawie nikogo (ironiczni towarzysze taktownie milczą), balkon jest delikatnie oświetlony, wydaje się, że Szekspir szepcze do ucha, a zostawienie listu Julii przynosi ulgę. I znowu – jak tu jest w ciągu dnia, kiedy resztki romantyzmu zwiewają przed masą ludzi z aparatami fotograficznymi?
Kilka godzin na Weronę to za mało. Jest tu jeszcze tyle do zobaczenia. Powód żeby jak najszybciej wrócić. Ale jeśli kiedykolwiek dostaniecie w prezencie od losu choćby tylko kilka godzin, i to w środku nocy – bierzcie bez wahania. W końcu zewnątrz Werony nie ma, nie ma świata, jak mówił Romeo.
Powiększ
Ostatnio komentowane na stronie:
Notatki o podobnych miejscach: