
13 osób
Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: autorzy
Moderacja: po publikacji
Lampa Davy'ego, czyli placebo XIX-wiecznego górnictwa
Na początku XIX wieku brytyjski chemik sir Humphrey Davy zainteresował się problemem, który zaprzątał głowę wielu przemysłowcom i specjalistom górnictwa węglowego. Otóż w kopalniach bardzo często dochodziło do wybuchów metanu, w których ginęły dziesiątki górników. Szybko odkryto, że powodem były stosowane przez nich prymitywne metody oświetlenia, w których niczym nie osłaniano płomieni. W 1812 roku doszło do potężnego wybuchu w kopalni Felling, w wyniku którego śmierć poniosło aż 92 mężczyzn i chłopców (dzieci pracowały ówcześnie nawet w kopalniach). Do Davy’ego zwrócono się wtedy z prośbą o znalezienie rozwiązania, które pomogłoby zapobiec podobnym tragediom w przyszłości.
Chemik wiedział, że płomienie pochodni mogą zapalić metan, a dół, gdzie zgromadziła się spora ilość tego gazu, to potencjalne miejsce tragedii. Stanął wobec problemu: czy można skonstruować urządzenie, które osłoni płomień przed kontaktem z metanem, nie odcinając jednak dopływu powietrza, bez którego ogień nie może płonąć?
Rozwiązaniem okazała się cienka żelazna siatka. Okazało się, że siateczka o oczkach mniejszych niż 0,5 milimetra skutecznie chroni płomień przed metanem. Gdy oczka były choćby tylko trochę większe, niebezpieczeństwo eksplozji powracało.
Davy skonstruował więc odpowiednią lampę. Mogła ona też pełnić funkcję ostrzegawczą – w obecności niebezpiecznego gazu płomień był wysoki i zabarwiony na niebiesko. Wkrótce siatkowa lampa Davy’ego została wprowadzona do kopalń, przyczyniając się do dalszej ekspansji górnictwa. Właściciele kopalń uznali, że problem został rozwiązany, a wynalazca zyskał duże uznanie i poklask. W rzeczywistości jednak po pewnym czasie okazało się, że liczba wypadków wcale nie spada, a wręcz.. rośnie. Działo się tak z prostego powodu. Myśląc, że mają absolutnie bezpieczne lampy – ostatni krzyk techniki - górnicy chętniej schodzili pod ziemię. Właściciele otwierali zamknięte wcześniej niebezpieczne kopalnie, gdzie na nowo podejmowano wydobycie. A tymczasem lampy Davy’ego nie były doskonałe. Cienka siateczka bardzo łatwo ulegała zniszczeniu mechanicznemu albo wskutek zardzewienia. Wystarczyło, że przerwał się jeden drucik, a oczko miało już ponad 0,5 milimetra i lampa nie dawała żadnej gwarancji bezpieczeństwa. Co więcej, gęsta siatka powodowała, że światło było bardzo słabe, a to dodatkowo zwiększało niebezpieczeństwo pracy pod ziemią.
Gdy zorientowano się w tym wszystkim, kolejni wynalazcy podjęli próby ulepszenia lampy Davy’ego. Powstawały coraz lepsze wersje. Do dziś w kopalniach w niektórych krajach używa się nowoczesnej wersji tego urządzenia, choć oczywiście nie do oświetlania szybów, a jedynie do wykrywania gazu.
Dla górnictwa w pierwszej połowie XIX wieku siatkowa lampa była czymś w rodzaju placebo. Podając pacjentowi bezwartościowe pigułki i wmawiając mu, że to skuteczny lek, można czasami spowodować nawet znaczną poprawę jego stanu zdrowia. Dając górnikom zawodną lampę i wmawiając im, że jest doskonała, spowodowano, że branża nabrała wigoru i rozwijała się tak dynamicznie jak nigdy dotąd.
- Kolej ujarzmiła czas
- Kanał Sueski - cios wymierzony żaglowcom
- Pierwsze spodnie na świecie
- Jak kradziono słynne XVIII-wieczne wynalazki
- Jak maszyna Singera zmieniła świat
- Oświetlenie: najpierw fabryki, potem ulice
- Sztuczne zęby sprzed stuleci i tysiącleci
- Szwajcarskie zegarki - efekt wojen religijnych
- Kręta droga do pierwszego na świecie mostu z żelaza
- XVIII-wieczny drenaż mózgów?