bywajtu

Targi zawsze spoko. Jedno z wyraźniejszych wspomnień z lat dzieciństwa to wypady na targ z babcią. Dodam że niektóre targowiska to niezła okazja dla kolekcjonerów. Chociaż to domena tzw. pchlich targów. ;)

[MarcinM]: Jedno z wyraźniejszych wspomnień z lat dzieciństwa to wypady na targ z babcią.

Tak, dokładnie! Ja co prawda z babcią nie chodziłam (tylko z mamą) ale pamiętam jak ciężko było przeciskać się między straganami, tyle ludzi tam przychodziło. W czasach, w których nie było hipermarketów ani sieciówek z odzieżą był to główny punkt zaopatrzeniowy. Nie wiem jak w tamtych czasach przymierzało się to, co chciało się kupić :-)

Pamiętam też, że po godzinach, jak już targ się zwijał, przychodziło się na te opustoszałe stragany i bawiło się w sklep - najczęściej sprzedawało się podręczniki szkolne. Za pół darmo, byle się tego pozbyć ;-)

Ja pamiętam, że zakupy na targu to była sztuka. Nie szło sie do pierwszgo lepszego straganu. U Pani Hani były najładniejsze ziemniaki, u Pana Stanisława chodziło się po jabłka itd. Do tego ta indywidualna relacja klient-sprzedawca. Takie marketingowe czary mary "Pani Marysiu, odłożyłem dla Pani najładniejsze jabłuszka". Mała rzecz, a cieszyła cały dzień.

tak, to była sztuka, której kiedyś nie doceniałem... babcia wybierała, rozmawiała, dopytywała, kręciła głową, wybrzydzała i... dostawała najlepsze ziemniaki, jajka, boczek i koperek :-)