Na odsłuchu
12 osób
Moderatorzy:
    MarcinM

Ustawienia strony:

Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: autorzy i obserwujący
Moderacja: po publikacji
RSS RSS
Zarejestruj się

02/01/14 od MarcinM

Dotyk dobrej dłoni

Słów kilka o Wovenhand

David Eugene Edwards David Eugene Edwards (fot. Anders Jensen-Urstad / http://en.wikipedia.org/wik...)

David Eugene Edwards jest żywą legendą. Tworzy muzykę genialną. Ja wiem, że w świadomości wielu słuchaczy takie słowa (niezmiernie zobowiązujące) zarezerwowane są dla dinozaurów pokroju Boba Dylana (niech mu się żyje i sto lat), ale nie potrafię inaczej nazwać tego, co robi Edwards. Zarówno kiedyś z grupą 16 Horsepower, jak i dziś, ze swoim własnym, autorskim zespołem Wovenhand.

Muzyka amerykańska, alternative country, Americana... Można nazywać to jak się tylko żywnie podoba, ale zawsze będzie to mega uproszczenie. Tak jak strasznym spłycaniem jest nazywanie Wovenhand zespołem grającym chrześcijańskiego rocka.
Owszem – twórczość Edwardsa, co sam zainteresowany potwierdza, jest próbą komunikacji z Bogiem. I faktycznie, sięgając po te nagrania naprawdę da się wyczuć coś transcendentalnego - dotyk absolutu, dostrzec Norwidowskie „łagodne oko błękitu”. Nie spodziwajcie się jednak, że dostaniecie zestaw pogodnych pieśni – muzyka Wovenhand jest mroczna, zimna, mogąca wręcz kojarzyć się momentami z rockiem gotyckim. Edwards może i rozmawia z Bogiem, ale nie stara się wkupić w boskie łaski. Jak każdy człowiek, ma swoje mroczne strony i nie czuje oporów, by się nimi dzielić.

Nie tylko autorskie utwory Wovenhand niosą ze sobą aurę niesamowitości - wystarczy rzucić uchem na to, co zostało z Withersowskiego „Ain't No Sunshine” czy Dylanowskiego „As I Went Out One Morning”.

Trudno mi polecić "pewniaka" z repertuaru Wovenhand. To nie jest zespół przebojów. Proponuję po prostu zapoznać się na początek z debiutanckim albumem formacji - „Woven Hand” z 2002 roku. Pięć innych krążków tylko czeka na odkrycie.