Trasa do Belgradu
serbskie klimaty drogi, czyli prawie jak w domu
Przekroczyliśmy granicę węgiersko-serbską niedaleko Szeged ok. godziny 14 (uprzednio zjedliśmy śniadanie z puszek w strefie piknikowej przy autostradzie:)) Przekraczanie granicy UE jest dziwnym doświadczeniem, przypominającym czasy kiedy my, Polacy staliśmy w długich kolejkach do okienka "non-EU". Teraz już trochę chyba zapomnieliśmy, dlatego kolejka samochodów na granicy nas zaskoczyła. Poszło jednak zaskakująco sprawnie, mniej niż 30min. Odrobinę tylko skonfundowali nas strażnicy którzy najpierw kazali jechać, a potem zatrzymali po przejechaniu 3m:) Od granicy serbskiej prowadzi jednopasmowa "autostrada" z poboczem;) dlaczego autostrada? dlatego że tak jest właśnie oznaczona i płatna 3.5€ w Nowym Sadzie (połowa drogi do Belgradu od granicy). Potem już tylko gorzej, bo "autostrada" w remoncie i dziurawa płatna 2.5€:) To trochę tak jakby ktoś kazał płacić w Polsce za trasę Warszawa-Ostróda-Gdańsk. Ale to nas w ogóle nie zniechęca i dzielnie mkniemy dalej Peugeotem (w tym miejscu pozdrawiam kierowcę:)). Nie zniechęca nas również informacja, że wlotówka do Belgradu przechodzi remont kapitalny i najlepiej do miasta nie wjeżdżać. Faktycznie, staliśmy w godzinnym korku na wjeździe:) Swoją drogą, ten kto by podjął decyzję o takim remoncie w Warszawie nie miałby szans:)
GPS w Belgradzie współpracy odmówił, ale jakimś cudem, szybciutko, bez jakiejkolwiek mapy trafiliśmy na ulicę Takovska, gdzie mieścił się nasz hostel wyszukany w internecie i zdążyliśmy akurat na 3ostatnie miejsca:) czyżby nagroda za ten korek?
