Trzeba być odpornym na promocje!
Czyli bolesna nauka
Dla firm jesteśmy złapanym klientem, którego trzeba zatrzymać, a potem doić. Niestety wyadawlo mi się, że im dłużej jestem klientem telefonii, firmy ubezpieczeniowej, baknku czy dostawcy telewizji albo internetu, tym większe korzyści powinnam z tego czerpać. Niestety nic bardziej mylnego! Liczysz sie w momencie zawierania umowy (nówka sztuka licząca sie w bilansie), a następnie stajesz się starym kliente , w bankach po 2-3 miesiącach już twoje nowe pieniążki stają się starymi i automatycznie mniej oprocentowanymi. Tylko nowy klient, tylko przyrost sprzedaży usług sie liczy.
Boleśnie sie o tym przekonałam wojując z operatorem komórkowym. Ja klient z 16-letnim stażem, który nigdy nie zalegał z płatnościami własnie zabieram swoje 3 numery i idę do nowego operatora z pełną świadomością, że nie będzie on wcale lepszy, ale przynajmniej na początku będzie się o mnie starał, bo jestem nowym klientem. Ubezpieczając samochód mój doradca co rusz przerzuca mnnie do innego towarzystwa i tak w trzecim roku wróciłam do pierwszego, bo znów strałam sie dla niego"nowa", chociaż "stara'.
Dochodzimy do paranoi, że należy przenosić się w tą i z powrotem do różnych firm tylko po to, aby oni mieli odhaczoną nową sztukę, a my zyskali wiecej niż u swojego wieloletniego operatra czy innej firmy. Czy nikt nie wpadł na pomysł, że ten ciągły ruch jest ruchem pozorowanym, że oprócz naprawdę nowych odbiorców reszta kręci się przeskakując z płatka na płatek? Czy przywiązanie do firmy nic się liczy? Mój bój z telefonią był dług i namiętny, opowiedziałam o nim koledze w pracy i zamiast uzyskać od niego jakieś wsparcie i zrozumienie, zostałam brutalnie sprowadzona na ziemię, bo wyszło na to, że jestem frajerką, że mam niedzisiejsze poglądy, a teraz cytat " -przywiązać to Ty się możesz do Ferrari, albo Bentleja, do Chanel, a nie do operatota komórkowego". No właśnie wracam na ziemię i zaczynam swoją wędrówkę robiąc bezsensownyc ruch w interesie.Mzag