Jedno oko na Maroko
Agadir 2010
Marokańskie reminiscencje – do powspominania fajnych wakacji lub zaplanowania kolejnych…
Ludzkość sympatyczna. Ta mająca do czynienia z turystami (hotele, bazary itp.) w dużej części mówiąca po angielsku na tyle dobrze, że można było nie tylko zamówić colę ale także pogadać. Naturalnie ich pierwszy język obcy to francuski (właściwie nie taki znowu obcy;-). A drugi to chyba właśnie angielski.
Polaków kojarzą przyjaźnie i oczywiście znają pojedyncze słowa czy wyrażenia. Poza "dzień dobry", "jak się masz" czy "bardzo dobra cena" usłyszałam jeszcze "fajna dupa" i "zajebista laska". Potraktowałam jako komplement i tego się będę trzymać;-))
Mają świetną pamięć - czy to w hotelu (duże kilkaset osób wielu narodowości i wciąż rotujących) czy na souku wystarczyło, że się raz zorientują skąd jesteś i po jakiemu gadasz. A potem na twój widok reagują już zawsze w odpowiednim języku.
Agadir taki sobie. Zrujnowany trzęsieniem ziemi w 1960r jest ciągle w odbudowie. Taki arabsko - kurortowy. Trochę nieładu i niezbyt czysto + ciut egzotyczna architektura tam gdzie w ogóle jest jakaś architektura. I mnóstwo hoteli. Za to kilka kilometrów pięknej plaży (od ogromnego portu do pałacu królewskiego): piach, wiatr i Atlantyk:-) I to wszystko nieco osłonięte od otwartego morza więc jak ktoś się lubi maczać w słonej wodzie to warunki są.
Klimat we wrześniu jeszcze nie dla mnie. W Agadirze ok. 30 stopni. Fajne na plażowanie ale już nie na zwiedzanie. W dodatku ze względu na geografię (Atlantyk z Golfstromem, a na lądzie kilkadziesiąt km płaskiego i zaraz wysokie góry Atlasu) przy tych wysokich temperaturach dość wilgotno, mgliście i z przelotnymi deszczykami. Więcej słońca podobno dopiero w październiku.
W pobliżu Agadiru (według taksówkarzy to już jest oczywiście "poza miastem") jest całkiem niebrzydka "medina". Cudzysłów stąd, że to nowa budowla, jeszcze nieukończona. Ale fajnie wymyślona, malownicza i według mnie warta obejrzenia. Dodatkową atrakcją są sklepiki z pamiątkami. Droższymi niż w innych miejscach, w których byłam ale także w nieco lepszej jakości.
"Medina" (współczesnie zbudowana) na obrzeżach Agadiru
(MAGA)
Marakesz upalny (o 11-tej 36 stopni; potem na wszelki wypadek nie sprawdzałam ale rozum mi chyba wypłynął uszami bo niewiele pamiętam) i bardzo natarczywy. "Tambylcy" wiedzą, że większość turystów przyjeżdża tylko na jeden dzień więc próbują wycisnąć z turystycznych portfeli jak najwięcej dla siebie. Ogromna, stara medina ze splątanych uliczek. Jest w niej malowniczy souk. Żeby wejść samemu trzeba mieć albo sporo czasu albo trochę orientacji w terenie bo łatwo się zgubić. Ale warto! Można zobaczyć miejsca gdzie zakupy robią Arabowie a nie turyści... Ja weszłam sama (biała blondynka) i wyszłam cała oraz nie okradziona i nie zaczepiana.
Najbardziej znana atrakcja Marakeszu to plac Dżemma El Fna. Ożywa po południu i wieczorem artystami, zaklinaczami węży, treserami małp, stoiskami z pysznym, lodowato-zimnym sokiem pomarańczowym i innymi atrakcjami. Uwaga! Bezpłatne jest chyba tylko patrzenie ze sporej odległości. Zdjęcie z kapelą musiałam sobie oczywiście zafundować. Ale zdjęcie bocianiego gniazda na szczycie zabytkowego minaretu było gratis;-)) To co w Marakeszu najbardziej dla mnie niezwykłe to... ruch uliczny. Nowoczesne autobusy wymieszane ze stadami klekocących motorowerów oraz osiołkami ciągnącymi różne "cosie". Wszystko to przestrzega nie wiadomo czego - ale każdy czegoś innego i raczej nie jest to kodeks drogowy. Motorower, na którym pasażer ciągnie ogromną walizę na kółkach albo trzyma antenę satelitarną większą od pojazdu z pasażerami nikogo poza turystami nie dziwi. I wszyscy jakoś wychodzą z tego żywi. Niewiarygodne.
Marakesz, zabytkowy minaret z...bocianim gniazdem
(MAGA)
Essauira (lub As Suwajra) to dawny portugalski Mogador. Chyba najbardziej "moje" miejsce spośród tych, które tam widziałam. Z Agadiru jedzie się bardzo malownicze (dla odpornych na chorobę lokomocyjną…) góry. Miasto cudne. Prawdziwie zabytkowe budowle, piękne plaże z silnym wiatrem (powoli staje się mekką wind- i kite-surferów), stara medina z soukiem, na którym nagabują tylko trochę;-) Obok równie stara dzielnica żydowska (mellah). Piękny port z fortyfikacjami wybudowanymi jeszcze przez Portugalczyków. I wszystko to można obejść w parę godzin a wiatr ułatwia przeżycie nawet w upalny dzień. Turystyka dopiero się tam zaczyna więc jest mniej plastikowo niż w Agadirze. Jakbym miała wracać do Maroka to raczej właśnie tam...
I jeszcze info finansowe - generalnie jest tam niedrogo (2010r). Oczywiście jeśli się targujesz (nawet z taksówkarzami, którzy wprawdzie mają taksometry ale robią wszystko by ich nie włączać). Płacić można ichnimi dirhamami (uwaga - niewymienialne i nie wolno wywozić! łatwo kupić, trudniej sprzedać jak zostanie za dużo...; na lotnisko lepiej nie liczyć!) albo w euro. Niby oficjalne jest tylko to pierwsze ale nigdzie się nie spotkałam z odmową przyjęcia europejskiej waluty. Nawet niektóre ceny w niej od razu podają. Z drugiej strony jednak warto znać przeliczniki…
Przelot długi jak cholera;-(( Wbrew reklamie (mówi, że 3 godz.) leci się do Agadiru ok. 7 godz. ze względu na międzylądowanie w Casablance. Bez wychodzenia z samolotu. Męczące. Zwłaszcza, że w tej Casablance zmienia się załoga i może paru pasażerów. A dodatkowo jest to okazja do pomyłek obsługi lotniska - a to się ktoś spóźni, a to szukają kogoś błędnie odprawionego i dodatkowe pół godziny czekania dla reszty gwarantowane;-(( Ale wiem, że stowarzyszenia przedsiębiorców turystycznych w Agadirze bardzo walczą o bezpośrednie loty więc może wreszcie będą...
Opalenizna raczej gwarantowana:-))
Maroko, kozy nie boją się kolczastych gałęzi drzew arganowych
(MAGA)