subskrybuj autora
(subskrybuje: 0 osób)

subskrybuj autora, jeśli chcesz otrzymywać informacje o jego nowych notatkach.

Wpisy:
Notatki 2 (+0/-0)
Komentarze 0 (+0/-0)
RSS RSS
Zarejestruj się

07/08/13 publiczna

Jedno oko na Maroko

Agadir 2010

Marokańskie reminiscencje – do powspominania fajnych wakacji lub zaplanowania kolejnych…

 

Ludzkość sympatyczna. Ta mająca do czynienia z turystami (hotele, bazary itp.) w dużej części mówiąca po angielsku na tyle dobrze, że można było nie tylko zamówić colę ale także pogadać. Naturalnie ich pierwszy język obcy to francuski (właściwie nie taki znowu obcy;-). A drugi to chyba właśnie angielski.

Polaków kojarzą przyjaźnie i oczywiście znają pojedyncze słowa czy wyrażenia. Poza "dzień dobry", "jak się masz" czy "bardzo dobra cena" usłyszałam jeszcze "fajna dupa" i "zajebista laska". Potraktowałam jako komplement i tego się będę trzymać;-))

Mają świetną pamięć - czy to w hotelu (duże kilkaset osób wielu narodowości i wciąż rotujących) czy na souku wystarczyło, że się raz zorientują skąd jesteś i po jakiemu gadasz. A potem na twój widok reagują już zawsze w odpowiednim języku.

 

Agadir taki sobie. Zrujnowany trzęsieniem ziemi w 1960r jest ciągle w odbudowie. Taki arabsko - kurortowy. Trochę nieładu i niezbyt czysto + ciut egzotyczna architektura tam gdzie w ogóle jest jakaś architektura. I mnóstwo hoteli. Za to kilka kilometrów pięknej plaży (od ogromnego portu do pałacu królewskiego): piach, wiatr i Atlantyk:-) I to wszystko nieco osłonięte od otwartego morza więc jak ktoś się lubi maczać w słonej wodzie to warunki są.

Klimat we wrześniu jeszcze nie dla mnie. W Agadirze ok. 30 stopni. Fajne na plażowanie ale już nie na zwiedzanie. W dodatku ze względu na geografię (Atlantyk z Golfstromem, a na lądzie kilkadziesiąt km płaskiego i zaraz wysokie góry Atlasu) przy tych wysokich temperaturach dość wilgotno, mgliście i z przelotnymi deszczykami. Więcej słońca podobno dopiero w październiku.

W pobliżu Agadiru (według taksówkarzy to już jest oczywiście "poza miastem") jest całkiem niebrzydka "medina". Cudzysłów stąd, że to nowa budowla, jeszcze nieukończona. Ale fajnie wymyślona, malownicza i według mnie warta obejrzenia. Dodatkową atrakcją są sklepiki z pamiątkami. Droższymi niż w innych miejscach, w których byłam ale także w nieco lepszej jakości.

  "Medina" (współczesnie zbudowana) na obrzeżach Agadiru (MAGA)

Marakesz upalny (o 11-tej 36 stopni; potem na wszelki wypadek nie sprawdzałam ale rozum mi chyba wypłynął uszami bo niewiele pamiętam) i bardzo natarczywy. "Tambylcy" wiedzą, że większość turystów przyjeżdża tylko na jeden dzień więc próbują wycisnąć z turystycznych portfeli jak najwięcej dla siebie. Ogromna, stara medina ze splątanych uliczek. Jest w niej malowniczy souk. Żeby wejść samemu trzeba mieć albo sporo czasu albo trochę orientacji w terenie bo łatwo się zgubić. Ale warto! Można zobaczyć miejsca gdzie zakupy robią Arabowie a nie turyści... Ja weszłam sama (biała blondynka) i wyszłam cała oraz nie okradziona i nie zaczepiana.

Najbardziej znana atrakcja Marakeszu to plac Dżemma El Fna. Ożywa po południu i wieczorem artystami, zaklinaczami węży, treserami małp, stoiskami z pysznym, lodowato-zimnym sokiem pomarańczowym i innymi atrakcjami. Uwaga! Bezpłatne jest chyba tylko patrzenie ze sporej odległości. Zdjęcie z kapelą musiałam sobie oczywiście zafundować. Ale zdjęcie bocianiego gniazda na szczycie zabytkowego minaretu było gratis;-)) To co w Marakeszu najbardziej dla mnie niezwykłe to... ruch uliczny. Nowoczesne autobusy wymieszane ze stadami klekocących motorowerów oraz osiołkami ciągnącymi różne "cosie". Wszystko to przestrzega nie wiadomo czego - ale każdy czegoś innego i raczej nie jest to kodeks drogowy. Motorower, na którym pasażer ciągnie ogromną walizę na kółkach albo trzyma antenę satelitarną większą od pojazdu z pasażerami nikogo poza turystami nie dziwi. I wszyscy jakoś wychodzą z tego żywi. Niewiarygodne.

 

Marakesz, zabytkowy minaret z...bocianim gniazdem Marakesz, zabytkowy minaret z...bocianim gniazdem (MAGA)

 

Essauira (lub As Suwajra) to dawny portugalski Mogador. Chyba najbardziej "moje" miejsce spośród tych, które tam widziałam. Z Agadiru jedzie się bardzo malownicze (dla odpornych na chorobę lokomocyjną…) góry. Miasto cudne. Prawdziwie zabytkowe budowle, piękne plaże z silnym wiatrem (powoli staje się mekką wind- i kite-surferów), stara medina z soukiem, na którym nagabują tylko trochę;-) Obok równie stara dzielnica żydowska (mellah). Piękny port z fortyfikacjami wybudowanymi jeszcze przez Portugalczyków. I wszystko to można obejść w parę godzin a wiatr ułatwia przeżycie nawet w upalny dzień. Turystyka dopiero się tam zaczyna więc jest mniej plastikowo niż w Agadirze. Jakbym miała wracać do Maroka to raczej właśnie tam...

 

I jeszcze info finansowe - generalnie jest tam niedrogo (2010r). Oczywiście jeśli się targujesz (nawet z taksówkarzami, którzy wprawdzie mają taksometry ale robią wszystko by ich nie włączać). Płacić można ichnimi dirhamami (uwaga - niewymienialne i nie wolno wywozić! łatwo kupić, trudniej sprzedać jak zostanie za dużo...; na lotnisko lepiej nie liczyć!) albo w euro. Niby oficjalne jest tylko to pierwsze ale nigdzie się nie spotkałam z odmową przyjęcia europejskiej waluty. Nawet niektóre ceny w niej od razu podają. Z drugiej strony jednak warto znać przeliczniki…

 

Przelot długi jak cholera;-(( Wbrew reklamie (mówi, że 3 godz.) leci się do Agadiru ok. 7 godz. ze względu na międzylądowanie w Casablance. Bez wychodzenia z samolotu. Męczące. Zwłaszcza, że w tej Casablance zmienia się załoga i może paru pasażerów. A dodatkowo jest to okazja do pomyłek obsługi lotniska - a to się ktoś spóźni, a to szukają kogoś błędnie odprawionego i dodatkowe pół godziny czekania dla reszty gwarantowane;-(( Ale wiem, że stowarzyszenia przedsiębiorców turystycznych w Agadirze bardzo walczą o bezpośrednie loty więc może wreszcie będą...

Opalenizna raczej gwarantowana:-))


Maroko, kozy nie boją się kolczastych gałęzi drzew arganowych Maroko, kozy nie boją się kolczastych gałęzi drzew arganowych (MAGA)

Notatki o podobnych miejscach: