Zell am See
Snowboardowy raj (narciarski też).
Austriackie miasteczko ulokowane nad jeziorem ma nam wiele do zaoferowania. Dwie największe atrakcje nazywają się Schmittenhohe i Kitzsteinhorn.
Pierwsza (o drugiej możemy poczytać w notatce "Kaprun") to góra wyrastająca z samego jeziora, której stoki kończą się praktycznie w miasteczku. Różnorodność tras jest niebywała, a ich łączna długość przekracza o jakieś dwa rzędy wielkości najlepsze polskie kurorty. Stoki oznaczone kolorem czarnym są naprawdę wymagające – nie ma szans na nudę (trasa nr 11 jest jedyną, która prowadzi do miasta od południowej strony i jest to trasa czarna, na tyle trudna, że większość osób wracając do hoteli wybiera zjazd kolejką; zaawansowanym narciarzom polecam wybranie się na nią). Wyciągi nowoczesne – krzesełka i gondole. Na dole też czeka na nas wiele atrakcji, ale ja nie schodziłem ze stoku.
Jeżdżąc na snowboardzie/nartach jedynie w Polsce, przeżywa się szok na pierwszej wyprawie na Słowację – trasy dużo dłuższe, kolejki dwa razy mniejsze, wszystko lepsze, większe, nowocześniejsze. Jeżdżąc jedynie na Słowacji, przeżywa się jeszcze większy szok na pierwszej wyprawie do Austrii – końca tras nie widać, kolejek nie ma w ogóle, technologie jeszcze lepsze…