subskrybuj autora
(subskrybuje: 0 osób)

subskrybuj autora, jeśli chcesz otrzymywać informacje o jego nowych notatkach.

Wpisy:
Notatki 2 (+9/-0)
Komentarze 0 (+0/-0)
RSS RSS
Zarejestruj się

14/11/10 publiczna

Transport w Indiach (cz.1)

czyli nauka poruszania się po bollywoodach:)

1.Z lotniska do hotelu.

Zanim cokolwiek uda się w Indiach zobaczyć, trzeba się mocno postarać, aby gdziekolwiek dotrzeć. Problemy zaczynają się już na samym lotnisku. Miliony podstawionych taksówek tylko czekają, aby zabrać turystów do ‘jedynego właściwego hotelu’. I pertraktacje w niczym nie pomogą, nawet jeśli uparcie chcemy się dostać do hotelu X, kierowca i tak zawiezie nas do hotelu Z, i dopiero na miejscu powie, żebyśmy ‘tylko zajrzeli i zobaczyli, czy nam odpowiada’. Strata czasu na robienie kółek po mieście to najmniejsze możliwe niedogodności, zdarzyć się może, że zostaniemy dosłownie porzuceni przy przybytku Z. Można próbować od początku przekonywać taksówkarza, że mamy opłaconą rezerwację w hotelu Z, w najlepszym razie przestanie się nami interesować (prowizja od hotelu jaką może otrzymać znacznie przekracza rachunek za taxi). Heh, a trzeba wiedzieć, że taki ‘brak zainteresowania’ jest zazwyczaj pożądany- gdy tylko turysta opuszcza dworzec lub lotnisko natychmiast jest rozrywany (czasami bardziej niż dosłownie) przez taksówkarzy i innych rikszarzy.

Jeśli więc chodzi o lotnisko, najlepiej wykupić taksówkę w specjalnym punkcie zaraz po opuszczeniu gate’u. Najprawdopodobniej zapłacimy odrobinę więcej, niż u kierowcy, za to mamy pewność, iż jeszcze tego samego dnia dojedziemy do hotelu, a zderzenie z Indiami będzie nieco łagodniejsze.

2. Idziemy(?) w miasto.

Może się wydawać, że po mieście najlepiej jest po prostu spacerować. Jednak spacer po Delhi nie jest zwykłym spacerem, o nie. Wiecznie rozkopane drogi, masy błota (w porze monsunu),wszędobylskie krowy(nawet na głównych alejach stolicy!), jedynie szczątkowe chodniki- to wszystko sprawia, że idąc np. po głównej ulicy handlowej może być istną walką o życie. Szczególnie, że na Indyjskich ulicach, podobnie zdaje się jak w miłości i na wojnie, wszystko jest dozwolone. Absolutnie nie odradzam szwędania się po miejskich ulicach i bazarach, aczkolwiek pokonanie dłuższych dystansów w ten sposób jest praktycznie niemożliwe.

Jeśli tylko chcemy dotrzeć kawałek dalej, lub po prostu wrócić do hotelu mamy do wyboru rikszę motorową (tzw. Tuc-tuca), rowerową bądź taksówkę. Nie, nie musimy ich specjalnie szukać, gdziekolwiek byśmy nie byli, to oni znajdą nas:) Zdecydowanie najpopularniejszym środkiem transportu po miejście (i wg mnie- dającym największą frajdę) jest tuc-tuc. Jak to określił mój kolega, nie jest niczym więcej niż ‘rowerem owiniętym w folię’ (poprawiając go: motorem) i przy rozwijanych prędkościach do (na babskie oko) 60km/h (z górki) jazda nim (pamiętajmy, że wszystko dozwolone) daje porównywalne emocje co dobry rollercoster. Standardowe tuc-tuci mieszczą do 3 osób, ale jest to mocno umowne. Konkurencją dla tuc-tuców są riksze rowerowe. Dwuosobowe, wolniejsze i mniej wygodne (choć tańsze), to także coś czego doświadczyć trzeba (hindusi z fascynującą łatwością łapią na nich równowagę, podczas gdy my przez całą drogę kurczowo trzymaliśmy się.. siebie nawzajem.) Pozostają jeszcze taksówki, które widzieliśmy ( i z których korzystaliśmy) jedynie w Delhi. W mniejszych miastach, jako zbyt duże gabarytowo są po prostu nieekonomiczne. I tak za pokonanie ok. 2-3km tuc-tuckiem zapłacimy ok.. 40rupii, rikszą rowerową- 20rupii, taksówką-100. Oczywiście cenę należy ustalić z góry, bez wątpliwości, że dotyczy całej przejażdżki a nie pojedynczego pasażera. Pierwsza cena, jaką słyszą turyści jest zawsze kosmiczna. Przy targowaniu trzeba być zdecydowanym, i zaczynać targi od około 10% zaproponowanej ceny. Pamiętam, jak raz na pytanie za ile pan kolarz dowiezie nas na bazar usłyszeliśmy 100rupii. Cena jak na ten środek transportu była tak wysoka, że kumpel kolarza stojący obok, zamiast wspierać go z pokerową twarzą, na hasło ‘100 rupii’ wybuchnął śmiechem.

Kończąc, krótka informacja na temat miejskiego transportu publicznego. Przez cały pobyt w Indiach autobus miejski widzieliśmy raz ( z daleka), w Delhi. Tyle, dziękuję.