Wszystko się zmienia?
czyli słowo o obyczajach
Kiedyś (czyli za moich młodych lat), żeby zobaczyć modny ciuch, lub nim zaszpanować w Kielcach trzeba było wybrać się do...kosciólka, albo wykonać marsz najstarszą staromiejska ulicą Sienkiewicza, popularnie zwaną Sienkiewką.
Jak wszędzie, tak i u nas centra miast przypominają kompleks bankowo -skokowo - apteczny poprzetykany "salonami" operatorów komórkowych. Własciwie zniknął sens paradowanie po ulicy, a nieliczne sklepy zaczynają się po prostu zamykać. W Kielcach niestety jest podobnie...
Ale lanserski duch w narodzie nie ginie. Wystarczy tylko wybrać sie do galerii handlowej, żeby zobaczyć ten sam kabaret, co przed laty, tylko w wydaniu bardziej "luksusowym"- no trzeba było jakoś dojechać. Oczywiście w Kielcach mamy dwie ogromne galerie handlowe, parę mniejszych oraz kolejne kolosy w planach zabudowy miejskiej.
Ostatnio wprost zdębiałam, gdy zobaczyłam parę młodych ludzi, którzy wysiadając na wielopoziomowym parkingu z samochodu na powiatowych tablicach wdziewali na siebie "odlkotowe"ciuszki. No cyrk, to mało powiedziane. Dziewczę wkładało bucięta - 15 cm szpila, w których chciała sie zabić na trasie samochód - wejście do galerii, a ciuszki tak skromne, że właściwie ich brak. Zdumiał mnie jej partner, który przywdziewał jakieś wypaśne buty sportowe i kurtkę (niestety nie znam się, co to było). A potem lans, a potem spacer wśród podziwiających gapiów, oj było na co popatrzeć! A potem jedna drogeria, druga, kolejna tu psik perfumki, tam szmineczka z testerka i tak pięknie i pachnąco spędzamy czas.
Pomyslałam, że kiedyś było to nie do pomyślenia. Testerów nie było, a w butach to trzeba było przejśc te dwa kilometry w jedną stronę i z powrotem więc musiało się w nich dać chodzić.
No cóż lata mijają, a lanserstwo pozostało, choć w nieco innej, trochę dziwnej i śmiesznej dla obserwatorów formie. Mzag
(Miky, CC BY-SA 3.0, http://pl.wikipedia.org/wik...)