Autor maria
subskrybuj autora
(subskrybuje: 1 osoba)

subskrybuj autora, jeśli chcesz otrzymywać informacje o jego nowych notatkach.

Wpisy:
Notatki 37 (+116/-0)
Komentarze 15 (+0/-0)
RSS RSS
Zarejestruj się

WINOBRANIE

Czyli dwa bardzo wesołe tygodnie, spędzone w pracy na polu, wśród krzaczków winogron.

Zawsze chciałam wziąć udział w winobraniu, corocznym święcie wina. Świeżo po maturze, udało się nam - czyli ekipie znajomych z liceum - dzięki znajomościom naszej przyjacióły z Francji, załatwić taką pracę. Na te dwa tygodnie zamieszkaliśmy w starej winnicy, każdy dostał metalowe łóżko i blaszaną szafkę (taką jak na basenie) na rzeczy.

 
Pierwszy września normalnie to pierwszy dzień szkoły, ale dziś to pierwszy dzień pracy … NA WINOBRANIU. Zawsze chciałam przeżyć taką przygodę. Dlaczego? Po prostu.

Pierwszy poranek na tej słonecznej, upalnej prowincji Francji. Pobudka jest o szóstej trzydzieści. Powoli zwlekamy się z koszarowych łóżek i coraz więcej potarganych głów pojawia się w kuchni. Na każdego czeka miseczka z cafe au lait, w której macza się kawałki bagietki z konfiturą – czyli tradycyjne francuskie śniadanie. Całkiem to przyjemne, jak na to, że jest jeszcze przed wschodem słońca.

O siódmej trzydzieści stoimy przed winnicą zwarci i gotowi, i cali ciekawi, jak ta praca, dla niektórych z nas pierwsza w życiu, będzie wyglądać. Wszyscy są naszykowani: mamy na sobie kalosze, najstarsze, najbardziej szmaciane ubrania i ogrodowe rękawice. Naszym szefem okazuje się francuz Dominique. Dominique zaczyna od nauczenia nas techniki zbierania winogron, prawdę mówiąc nie jest ona skomplikowana. Po prostu mamy ścinać sekatorem kiście winogron z krzaczka i wrzucać je do wiaderek, i pilnować, żeby po drodze nie zaplątały się żadne liście. Każdy ustawia się przed swoją alejką krzaczków winnych i na rozkaz Dominika – na trzy cztery równo, rzędem czy sznurem obok siebie, idziemy alejkami przed siebie i tniemy winogrona. Trochę to stresujące, bo przez taki układ widać, kiedy ktoś jest w tyle, a tempo pracy, muszę przyznać, wolne nie jest.
 

 
O dziewiątej jest pauza na drugie śniadanie. Nasi szefowie traktorami przywożą nam na pole kosze z jedzeniem. Kosze są wyłożone czerwoną serwetą w białą kratę, a w środku nich znajdują się bagiety, wędliny, sery, ciasto i czekolada. W końcu słyszymy okrzyk Dominika: „La pose est fini”, i dalej wracamy do roboty. Coraz szybciej i sprawniej idzie nam to zbieranie winogron, przy akompaniamencie Dominika „couper, couper, aller aller!”, co znaczy mniej więcej: „tniemy, tniemy, do przodu!”. O dwunastej jest przerwa na obiad i odpoczynek, która trwa do w pół do drugiej. A potem dalej praca do piątej. O siedemnastej pięć wszyscy z radością rzuciliśmy się na łóżka, żeby wyprostować nasze grzbiety, bo cały dzień spędzamy zgięci w pół nad krzaczkami.