La Paz
Tutaj reprezentacja Boliwii zawsze wygrywa.
Najpiękniejszym widokiem w La Paz jest wjazd do miasta, kiedy z drogi rozpościera się widok na stolicę Boliwii wciśniętą w Andy. La Paz jest stolicą de facto, ponieważ de iure do konstytucji jako stolica wpisane jest Sucre. La Paz położone jest pomiędzy 3600 a 4100 m n.p.m. i spacery po tym mieście wymagają sporej wytrzymałości. Ciężko jest złapać oddech chodząc uliczkami, które co chwila wznoszą się i opadają. Nic więc dziwnego, że boliwijska reprezentacja w piłce nożnej na swoim stadionie w La Paz nie przegrała nigdy.
La Paz można polubić lub nie. Na mnie nie zrobiło wielkiego wrażenia, ale podróżując po Ameryce Południowej spotkałam Polaków, którzy spedzili w tym mieście miesiąc i żałowali, że zbliżał się termin wyjazdu.
Specyficzne dla La Paz są sklepy i stoiska, gdzie sprzedawane są ofiary dla Pachamamy – Matki Ziemi. Takie ofiary to buteleczki wina, zasuszone jedzenie i zioła oraz małe zasuszone lamy lub lamie płody (widok mało przyjemny). Tradycyjnie największe skupisko tego typu stoisk znajduje się na ulicy Sagarnaga (1), ale w praktyce w znajdują się w całej okolicy. Poza tym Boliwijczycy sprzedają standardowe turystyczne hity, typu swetry z lamiej wełny i czapki, w których gustuje Donald Tusk. La Paz to też raj dla żołądka. Pięciodaniowy obiad (przystawka, zupa, drugie danie, napój, deser) można zjeść w ofercie menu del dia za 15 bolivianos (ok. 5 zł).
Będąc w stolicy Boliwii można wybrać się na Plaza San Francisco (2) i Plaza Pedro D Murillo (3). W zasadzie niczym nie różnią się od podobnych placy w innych latynoamerykańskich miastach, ale stoją na nich ładne i ciekawe architektonicznie katedry.
Rozrywką dla odważnych może być zjazd rowerem z Drogi Śmierci. Jest to niczym niezabezpieczona droga wykuta w skale, szerokości ok. 3 metrów, gdzie normalnie mijają się samochody (sic!). Rower można wynająć i zjechać drogą, co dostarcza dużej dawki adrenaliny i wiąże się z równie dużym ryzykiem śmierci.