subskrybuj autora
(subskrybuje: 2 osoby)

subskrybuj autora, jeśli chcesz otrzymywać informacje o jego nowych notatkach.

Wpisy:
Notatki 10 (+47/-0)
Komentarze 2 (+0/-0)
RSS RSS
Zarejestruj się

10/06/11 publiczna

Tropikalne bestie

Czyli jak sobie popsuć wakacje

Wakacje w tropiku były czymś, na co czekałam przez kilka miesięcy. Myślałam – wreszcie znajdę się w raju. Tymczasem trafiłam do… piekła. Odliczałam dni do powrotu do Cochabamby (gdzie mieszkałam przez rok). Cierpiałam każdego dnia, a najbardziej nocą. Wszystko za sprawą małych owadów, które z zamiłowaniem mnie kąsały, nie dając chwili wytchnienia. Przedawkowywałam Repelente (ichniejszy Off przeciw insektom) – bezskutecznie. Moje podopieczne – małe Boliwijki, miały po dwa, może trzy ukąszenia. Niektóre żadnego. Natomiast moje ciało, zupełnie bezbronne wobec małych bestii, całe pokryte było bąblami. Swędzenie wielokrotnie silniejsze niż w przypadku ukąszenia komara. Gorące, duszne noce, spędzone na drapaniu pogryzionych nóg, nie należą do przyjemnych wspomnień.

W tropiku, oprócz małych owadów, niebezpieczeństwo niosą ze sobą piękne motyle. Gdy usiądą na głowie człowieka, wydalają z siebie płyn wraz z jajami. Te wnikają pod skórę i tam rozwijają się larwy motyle, które robiąc sobie wędrówki, łatwo mogą doprowadzić do zakażenia. Dlatego bardzo ważne jest, by mieć nakrycie głowy.
Są tu również niebezpieczne pumy, tych jednak nie widziałam na wolności, oraz anakondy i szereg mniejszych, jadowitych węży.

Główną atrakcją naszego pobytu w tropiku były kąpiele w rzekach. Tu warto zdać się na doświadczenie miejscowych. Wiedzą, w których rzekach pojawiają się węże, a w których – raczej nie. Generalną zasadą jest ilość zarośli – im mniej, tym kąpiel bezpieczniejsza. Dobrze też, by woda była w miarę przejrzysta. Kilka razy pływaliśmy w rzekach, w których tuż obok myto samochody, płukano ziemniaki. Co myto powyżej – tego nie wiem. W ostatni dzień pobytu to my praliśmy w rzece naszą pościel. Jej płukanie w czasie nurkowania było bardzo zabawne, choć trochę niebezpieczne (zwłaszcza w przypadku prześcieradeł, w które łatwo było się zaplątać i przytopić).

Byliśmy też na plantacji bananów. Owoce są zbierane całkiem zielone. Potem długo moczone w roztworze zapobiegającym psuciu. Ręcznie pakowane i wysyłane we wszystkich kierunkach świata. Dla mnie dużym zaskoczeniem było to, że mimo dość pokaźnych rozmiarów, bananowiec jest rośliną jednoroczną.

Gdy wreszcie nasz pobyt zakończył się, ruszyliśmy w drogę powrotną. Jednak, na skutek obfitych opadów, naszą trasę częściowo zmyło. Czekaliśmy więc kilka godzin na jej naprawienie. Po długiej podróży, głodni i bardzo zmęczeni, dotarliśmy do Cochabamby, do domu. Byłam niezmiernie szczęśliwa, że nasze tropikalne wakacje dobiegły już końca.

Ostatnio komentowane notatki autora: