Opuszczone piękno
Jak umiera miasto
Nazwa Pazña mówi niewiele nawet samym Boliwijczykom. Małe miasteczko na południe od Oruro. Nieboskłon chyli się tu ku opuszczonym domostwom, a słońce rozświetla ściany budynków pozbawionych dachów. Gdzieniegdzie wygłodniały pies przecina leniwie pylistą drogę. Dużo rzadziej pojawia się na niej człowiek.
Wielu mieszkańców odeszło w nieznany świat, gdy zamknięto pobliską kopalnię cynku. Teraz natura wdziera się tam, gdzie jeszcze niedawno rządzili ludzie. W serce, na ten widok, wkrada się uczucie lekkiego rozżalenia, po to by za chwilę ustąpić zachwytowi. Ściany pustych domów żyją wciąż echem rozmów swoich dawnych domowników, jednak z każdym dniem coraz bardziej zdominowane są przez dzikie rośliny i zwierzęta, dla których stają się schronieniem. Szala zwycięstwa przechyla się na stronę Matki Natury. A wokół – olbrzymie przestrzenie, których widok otwiera serce. Niebo tutaj jakieś inne, szersze, a chmury bliższe. Można wspiąć się na skaliste wzgórza, by być jeszcze bliżej firmamentu.
Trudne warunki geograficzno – klimatyczne nie sprzyjają roślinności – płaskowyż andyjski porastają głównie kępy traw i krzewy; jeśli coś góruje nad okolicą, to jest to kaktus, o niezmiernie ostrych kolcach (niechcący sprawdzone).
Atrakcje cywilizacyjne Pazni to pociąg, który raz w tygodniu przejeżdża tędy do Chile… kilka sklepów… budynek, w którym niegdyś działało kino. Jednak to zanik cywilizacji jest atrakcją tej okolicy.