Kalengeil
Anna Kryszczak
subskrybuj autora
(subskrybuje: 1 osoba)

subskrybuj autora, jeśli chcesz otrzymywać informacje o jego nowych notatkach.

Wpisy:
Notatki 6 (+10/-0)
Komentarze 0 (+0/-0)
RSS RSS
Zarejestruj się

29/10/14 publiczna
W temacie: Z dziennika podróży

W krainie herbaty - podróż do Yunnanu

Ostatnie dni na polskiej ziemi

7 sierpnia 2014

czwartek

4 dni do wyjazdu

W samym sercu Yunnanu W samym sercu Yunnanu (fot. Anna Kryszczak)

Od wielu miesięcy przygotowywany, od 2 lat wymarzony, zbliża się wielkimi krokami. Najdłuższy i najdalszy wyjazd mojego dotychczasowego życia. Pierwsza tak odległa wyprawa. I tak samodzielna. Jedziemy we dwie: ja i Ada – moja koleżanka z kursu chińskiego.

Lecimy przez Dubaj do Hong Kongu i dalej w kierunku Yunnanu. Chcemy zobaczyć kraj, poznać nieco jego kulturę i mieszkańców, odwiedzić miejsca opisane w książce „Niebo w kolorze indygo – Chiny z dala od wielkiego miasta”. Choć nasza wyprawa w znacznej mierze właśnie o miasta się opiera. Bo my, w przeciwieństwie do autorki książki, Ani Jaklewicz, która podróżowała po Państwie Środka przez 3 miesiące, mamy do dyspozycji tylko, albo aż, 1 miesiąc. Chcemy go przeżyć. Przeżyć jak najlepiej.

Obaw było sporo, zaczynając od zatruć pokarmowych i komarów malarycznych, poprzez fanatycznych Arabów w Emiratach, zdesperowanych z powodu biedy ludzi w Chinach, powodzie i burze, tajfuny, monsun, osuwiska, zestrzelony nad Ukrainą samolot pasażerski, aż po trzęsienie ziemi na granicy Yunnanu i Syczuanu, które miało miejsce parę dni temu. Mimo to jedziemy. Pełne obaw. W nieznane. Na spotkanie przygody i z nadzieją na ludzką życzliwość.

Sporo przygotowań za nami. Najpierw szczepienia – dur brzuszny, cholera, polio, tężec, błonica, żółtaczka typu A i B, wścieklizna. Lekarka sugerowała jeszcze odkleszczowe zapalenie mózgu, ale stwierdziłam, że jeśli wylądujemy gdzieś w dżungli, to kleszcze będą tam najmniej groźnymi stworzeniami, jakie będziemy mogły spotkać. Tak więc to już sobie darowałam. Dalej zakupy. Trzeba było zaopatrzyć się w moskitierę i lek Malarone na wypadek malarii. Od dawna prowadzę też rozmowy z Chińczykami (po chińsku, rzecz jasna) – jako że chcemy w miarę możliwości spać po domach u ludzi, korzystając z couchsurfingu.

 8 sierpnia 2014

piątek

3 dni do wyjazdu

Przygotowań ciąg dalszy… choć tak naprawdę chyba do ostatniej chwili nie będę gotowa… No i kolejna niespodzianka – możliwe, że do Chin nie wolno wwozić chińskiej waluty. Jest to spory paradoks, bo można ją zupełnie legalnie kupić w kilku krakowskich kantorach, co też nieświadoma niczego zrobiłam. A dziś przez pół dnia próbowałam się dodzwonić (bezskutecznie) do chińskiej ambasady, żeby dowiedzieć się, czy będzie mi wolno te pieniądze wwieźć na teren kraju.

Późny wieczór – mam wreszcie jakieś informacje. Nie powinno być problemu z zabraniem do Chin juanów. Tak twierdzi chiński urząd celny i ambasada Chin. Choć polscy urzędnicy są innego zdania… Więc wszystko tak naprawdę okaże się na miejscu. Ale co tam, będzie dobrze. W końcu jadę tam, żeby przeżyć.

Urok tkwi w szczegółach Urok tkwi w szczegółach (fot. Anna Kryszczak)

9 sierpnia 2014

sobota

2 dni do wyjazdu

Bliżej, coraz bliżej… ale staram się zachować spokój. Na pakowanie i zbieranie podstawowych informacji zostały jeszcze dwa dni. Pokój cały zawalony jest potencjalnie przydatnymi rzeczami. Aż się boję, czy ja to wszystko uniosę…

W pośpiechu robię ostatnie przedwyjazdowe notatki. Spisuję adresy i numery telefonów osób, u których mamy mieszkać, godziny i miejsca spotkań z nimi, szkicuję mapki i plany sytuacyjne. Żeby zredukować ilość zabieranych książek zamieszczam w moim wyjazdowym dzienniku najważniejsze informacje z niektórych z nich.       

10 sierpnia 2014

niedziela

1 dzień do wyjazdu

Plecak spakowany. Niebawem przyjdzie Ada, która przyjeżdża tu z Zakopanego. Dziś u nas nocuje, bo jutro bladym świtem ruszamy do Warszawy. Nasz samolot startuje z Okęcia o 14:45.

Za oknem pogodny wieczór. Słońce świeci, jest ciepło. W Dubaju ponoć upał niemiłosierny (ponad 40 st. C) i sucho jak pieprz (20-30%), za to w Hong Kongu leje, a w najbliższych dniach mają być burze. Wilgotność powietrza sięga 70%. Nie jest tak gorąco, jak w Dubaju, ale temperatura i tak dość wysoka, bo ponad 30 st. C. Naszą wyprawę chyba zaczniemy od odwiedzin w sklepie i zakupu płaszczy przeciwdeszczowych i kaloszy…