KomentatorAutorWydawca hejtuanek
subskrybuj autora
(subskrybuje: 1 osoba)

subskrybuj autora, jeśli chcesz otrzymywać informacje o jego nowych notatkach.

Wpisy:
Notatki 182 (+119/-0)
Komentarze 38 (+0/-0)
RSS RSS
Zarejestruj się

05/10/11 publiczna
W temacie: Warszawa

Przygody meblowe

czyli wieczorna podróż do IKEI

Parę dni temu, z powodu kompletnego braku mebli w mieszkaniu, zostałam zmuszona do wieczornych zakupów w najpopularniejszym sklepie z meblami we wszechświecie. IKEA podbiła polski rynek z hukiem, bo połączenie niezbyt wysokich cen z przyjaznym designem i pomysłowymi rozwiązaniami przedtem po prostu nie istniało.

Jednak jej popularność to również tłumy o każdej porze dnia i nocy, kilometry do przemaszerowania między wejściem a kasami i wiecznie zajęta obsługa. Na myśl o popracowej wycieczce do IKEI robiło mi się niedobrze. Wykręcanie się od tego obowiązku stosowałam na tyle długo, że podłoga w mieszkaniu przestała być widoczna pod kupą bezdomnych rzeczy, które po prostu nie mieściły się do żadnej z szaf.
Basta! - pomyślałam - i ruszyłam w podróż.

Po kilku godzinach zwiedzania i spisywania numerków półek i regałów, dotarłam do działu kluczowego - kuchnie. I tu zaczęły się schody. Okazało się, że w żadnym razie nie jestem w stanie samodzielnie dopasować szafki do drzwi, nóg czy zawiasów, ogarnąć która ma ile głębokości, wysokości i szerokości, czy na pewno jest stojąca czy może wisząca i czy do zabudowy czy nie.

Wzięłam numerek (taki jak na poczcie), który miał skierować mnie do jednego z czterech stanowisk, przy których pracownicy IKEI pomagali klientom w projektowaniu kuchni. Przede mną w kolejce trzy numerki. Mija pół godziny. Zbliża się 22 czyli godzina zamknięcia - nadal trzy numerki. Chodzę już po ikeowych ścianach i pokładam się ze zmęczenia i irytacji. Nadal trzy numerki.

Gdy w końcu moim oczom ukazało się upragnione "26" byłam na granicy załamania nerwowego. I choć staram się na co dzień trzymać zdrowy dystans i zawsze przekonywać siebie że kolejka w supermarkecie to nie wina kasjera - tym razem przyznaję bez bicia, podchodziłam do Pani Katarzyny W. (jak wyczytałam na plakietce) przepełniona rządzą krwi.

Pani Katarzyna uśmiechnęła się, więc rozpoczęłam objaśnianie mojego dosyć skomplikowanego planu aranżacji wnętrza. Byłam gotowa na tłumaczenie wraz z rysunkami przynajmniej 3 razy – jednak ku mojemu zdumieniu Pani Katarzyna dokładnie wiedziała o co mi chodzi już za pierwszym podejściem. Po około 30 sekundach miałam w jednym ręku kartkę z rozpisanymi miejscami w magazynie, w których odnajdę potrzebne produkty, w drugim zaś kartkę z pogrupowanymi nazwami paczek w taki sposób, bym przy składaniu nie przykręciła nóg do nie tego regału.
Ledwo powstrzymałam się przed ucałowaniem Pani Katarzyny.

Był tylko jeden haczyk – kilku części w sklepie nie było i musiałam po nie pojechać do magazynu w Łazach. Pani Katarzyna pokazała mi mapkę dojazdu i ruszyłam w drogę.
Gdy dojechałam do magazynu było już po 22. Weszłam do środka, pokazałam panu z obsługi rachunek, pan podstemplował, że wydano i powiedział wskazując na pobliską kupkę paczek ustawioną na wózku „Oto Pani zakupy!”.

Pierwszą moją reakcją było „Ale ja nie chcę dowolnych paczek z meblami, ja chcę te moje!”. Okazało się, że w momencie, gdy wybierałam meble, do magazynu automatycznie została wysłana wiadomość z listą zamówionych produktów, więc pan z obsługi poszedł odnaleźć je na półkach i przygotował na wózeczku do zabrania.

I ja wiem, że to wszystko dla pieniędzy a nie z dobrego serca. I ja wiem, że często obsługa jest niemiła i niekompetentna, a procedury nie działają tak jak trzeba. Ale jakie to przyjemne, kiedy czasem wszystko jednak zadziała. Rzeczywistość od razu weselsza i bardziej kolorowa, nawet powrót do domu o 23 wcale człowieka nie męczy.

  • (Anna Ciepiela)
Notatki o podobnych miejscach: