Ankry
Szczegóły ukryte w ścianach
Każdy z nas widział ankry. Wielokrotnie. Wyglądają przeróżnie, stąd wielu nawet nie przyszło do głowy, że to jeden i ten sam element. Ich zadaniem jest trzymać, są zwykłą nakrętką, tyle że o dowolnym kształcie.
Ankry zdradzają, że w domu istnieje bądź istniał drewniany strop (podłoga). Ich rolę rozjaśni poniższy rysunek.
Przekrój przez strop drewniany (M.Jabłoński)
Całą podłogę (strop) muszą unieść belki, ciągnące się od ściany do ściany. Do nich przybite są łaty (cieńsze belki), a na nich układane deski. Samo w sobie daje to już możliwość chodzenia, ale każdorazowo musielibyśmy pokonywać wysoki próg z belki. Między innymi dlatego na wspomniane calowe deski (calowe, bo bok ma cal grubości) wysypywało się polepę, czyli mieszankę gruzu i wapna. Taka warstwa miała też pełnić rolę izolatora termicznego i akustycznego. Na gruzie, belkach i legarach układano kolejną warstwę desek półcalowych. W zależności od zamożności właścicieli domu, deski były ostatnią warstwą lub podłożem dla parkietu czy dywanów. Na tym byśmy skończyli, omawiając podłogę na parterze. Pod nami jest piwnica, więc sufit w niej nie ma takiego znaczenia. Jednak na wyższych piętrach sprawdza się powiedzenie „co dla jednych jest podłogą, dla innych – sufitem”. Do belek dobijano więc od spodu kolejne deszczułki, pozostawiając nad nimi spory ślepy pułap. To właśnie ten element służył ludziom na przestrzeni wieków jako skrytka lub kryjówka, jak w „Bękartach Wojny”, gdy Standartenführer Hans Landa znajduje rodzinę Shosanny. Jak widać tu, w biedniejszym budownictwie, zrezygnowano z większości elementów.
Najzamożniejsi wykańczali pokoje tynkiem wapiennym, który nijak nie chciał się trzymać drewna. W tym celu do podsufitki dobijano matę z trzciny i dopiero na nią nakładano tynk. Jest to sposób stosowany do dzisiaj, na przykład do tynkowania elementów metalowych.
Rzut z góry na miejsce styku belki z murem i bednarką (M.Jabłoński)
Belki wchodziły w mur, najczęściej wykonany z kamienia, nierzadko na słabej zaprawie. Taki mur nie zapewniał szczelności, więc drewno gniło od wilgoci, czyli „murszało” – wyrażenie pozostało do dzisiaj, niekoniecznie pod swoim pierwotnym znaczeniem. Istniało niebezpieczeństwo, że zmurszałe drewno po prostu wypadnie ze ściany i podłoga (sufit) się zapadnie. Aby się przed tym uchronić, do belki dobijano tzw. „bednarkę”, czyli stalowy płaskownik. Wystarczył cienki, bo jak wiadomo stal jest odporna na rozciąganie i zginanie. Belkę z przybitą bednarką kładziono na murze na etapie murowania i zamurowywano. Na końcu płaskownika robiono oczko, zupełnie jak supeł na nitce. Teraz wystarczy przełożyć – znowu w zależności od zamożności – kawałkiem metalu lub wyszukaną w kształcie konstrukcją. Kowale mieli się czym popisać.
Kamienica Jagódka na kampusie AGH (M.Jabłoński)
Kamienica w Piekarach Śląskich, najprostsze ankry (M.Jabłoński)
Ankry w kształcie inicjałów (M.Jabłoński)
Ślązacy łapią się teraz za głowę. Ankrowaniem na Śląsku nazywa się bowiem kotwienie, o czym niebawem.