Z widelcem w podróży
7 osób
Moderatorzy:
    Agata Ola

Ustawienia strony:

Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: wszyscy
Moderacja: tylko niezaufani
RSS RSS
Zarejestruj się

Rybna kanapka z widokiem na Bosfor

Bo Turcja to nie tylko kebab

Stambuł jest rajem dla łakomczuchów. Cóż, podróżować żeby jeść – jest w tym wiele prawdy. Na każdym kroku fantastyczne, różnorodne jedzenie, nie istnieje możliwość nie znalezienia czegoś dla siebie. Zewsząd bombardują zapachy, wzrok wariuje na widok kolorowych kopców przypraw. Chce się spróbować wszystkiego. A jeśli któregoś dnia zabraknie czasu, żeby usiąść i zjeść w spokoju, mając przed oczami Błękitny Meczet? Zawsze zostaje rewelacyjne uliczne jedzenie. I właśnie wtedy można na chwilę poczuć się jak mieszkaniec Stambułu – stojąc w ich tłumie w kolejce, jedząc w zupełnie nieturystycznych miejscach.

W całym mieście stoją na chodnikach sprzedawcy kukurydzy. W dwóch wersjach – gotowanej i grillowanej. Od portu w Eminönü po Hagię Sofię. Szybka przekąska po śniadaniu. Czy jest coś prostszego?

Hm, chyba jednak jest. Kawałek Krakowa w Turcji, czyli simit, które są podobne do bajgli. Znów na każdym rogu. Jeżeli nie ma czasu na typowe tureckie śniadanie (pomidory, ogórki, bardzo słony ser, oliwki, chleb i obowiązkowo herbata), zazwyczaj chwyta się właśnie simit, popija boską herbatą i w drogę. Najlepiej smakuje na statku kursującym między azjatyckim a europejskim brzegiem miasta, którym ma się przyjemność płynąć każdego dnia z tysiącami ludzi zmierzającymi do pracy. Na statku krzątają się kelnerzy, roznoszą szklaneczki z herbatą (tak, 30 herbat dziennie to norma).
 
Za chwilę wyląduje w rybnej kanapce Za chwilę wyląduje w rybnej kanapce (K.Babicz)

Owoce na straganach przyciągają wzrok. Spróbujcie koniecznie moreli z Malatyi! Sprzedawcy arbuzów zwijają się zaskakująco późno. Wracałam już po 22 po azjatyckiej stronie miasta a oni nadal tam byli. Arbuzy to duma Turcji, są niesamowicie pyszne. Świetnie gaszą pragnienie, kiedy całymi dniami chodzi się po rozpalonym mieście.

Im bliżej portu, tym więcej malutkich straganów z ostrygami. Można się skusić, jeżeli się wie, że dany sprzedawca ma naprawdę świeże skorupiaki. Wystarczy kropla cytryny i znów w drogę.

W końcu to, z czego Stambuł słynie. Przyszedł czas na prawdziwą gwiazdę. Rybna kanapka, sprzedawana prosto z łodzi lub (wersja mniej ciekawa) w knajpkach lub stoiskach tuż przy porcie. Od stuleci jest tak samo. Rybacy przywożą swoje łowy z Bosforu i Morza Marmara do Złotego Rogu. Kiedyś zadali sobie pytanie, czemu nie rozszerzyć interesu? Zbudowali na swoich łajbach miejsce do smażenia świeżutkich ryb. I dziś nadal wkładają je do połowy wielkiej bułki, dodają sałatę, cebulę i voila! Rybna kanapka gotowa. Głodni stambulczycy szybko przewijają się w kolejkach po obu stronach mostu Galata, wszędzie słychać Balık ekmek! (dosłownie: ryba w chlebie). Nie zostaje nic innego, jak tylko chwycić swoją porcję, usiąść nad wodą, dodać trochę cytryny i rozkoszować się świetnym tureckim fastfoodem. Do popicia, wzorem lokalnych, şalgam – sok z pikli. Pikantny jak diabli.

...a do absolutnie wszystkiego zimny aryan, boska wariacja na temat jogurtu naturalnego, bez której potem ciężko żyć. Najlepszy jest ten robiony na miejscu.

Piekielne miasto, na każdym kroku kradnie serce. Szczególnie łakomczucha.
 

Mówi się o tym we wpisach (lub komentarzach do nich):