Z widelcem w podróży
7 osób
Moderatorzy:
    Agata Ola

Ustawienia strony:

Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: wszyscy
Moderacja: tylko niezaufani
RSS RSS
Zarejestruj się

Piana na dwa palce

Noc w Pradze

Kolejny ciepły wieczór, tłum turystów na ulicach, nie ma gdzie uciec. W końcu to środek lata. Szybko idziesz brzegiem Wełtawy w stronę Vyšehradu, nie możesz sobie odpuścić tej chwili przyjemności po długim dniu. Woda migocze w światłach nocy, uśmiechasz się na widok tych fajnych kamienic, chociaż widziałeś je już tyle razy. Skręcasz w lewo, idziesz teraz wzdłuż ogromnego muru, który kiedyś bronił granic miasta. Jeszcze chwila i będziesz mógł odetchnąć w pubie.

Tak często wygląda koniec dnia dla mieszkańców Pragi, szczególnie latem. A w pubach, w których lokalni sączą swoje piwa, jest bez porównania lepiej niż w tych nastawionych na turystów. Co to za przyjemność, siedzieć z tłumem Hiszpanów, Japończyków, Niemców i Bóg wie kim jeszcze? Lepiej poćwiczyć swój czeski z barmanem i gośćmi z sąsiedniego stolika. Już nie wspominając o tym, że trunki potrafią być nawet o połowę tańsze – co nie znaczy gorsze, a wręcz przeciwnie (wyrocznia Lonely Planet mówi, że w turystycznych pubach jest śmiesznie mały wybór piwa – coś w tym jest). Wystarczy tylko trochę zboczyć z głównych szlaków. Najlepiej mieć w tym mieście przyjaciół, którzy nauczą, gdzie chodzić. I już za tym n-tym razem, kiedy będzie się właściwie wracać do Pragi, a nie do niej przyjeżdżać, znalezienie świetnego miejsca będzie aż zbyt łatwe. Bo jest ich tu całkiem sporo.

Takie miejsce to na pewno pub (a właściwie pivnice) Zlý Časy. Jeden z wielu z przecudownej serii „zmieniamy piwa co tydzień, a nawet i codziennie”. Po prostu jeżdżą sobie po Czechach, widzą mały browar i kupują beczkę. Niesamowite, prawda? A piwa (tych z kija ok. 20 rodzajów) są nieziemskie – choćby takie ciemne wędzone (sic!), którego nazwy nigdy nie mogę zapamiętać, czy Jubiler, który zamawiając, sprawi się ogromną przyjemność barmanowi z bródką (bo to jego ukochane piwo na koniec wieczoru). W ciągu dnia można też tu coś tanio przekąsić, ale właściwie najlepiej trafić tu wieczorem. Wtedy jest i gwarno, i śmieszno, stoliki trzęsą się od gier towarzyskich, w których Czesi są mistrzami. Nie pozostaje też nic innego, jak do obłędnego piwa zjeść jedną z czeskich specjalności – absolutne mistrzostwo to nakládaný hermelín (marynowany w oleju ser – zazwyczaj camembert – z czerwoną cebulą, papryką i tajemniczymi przyprawami) i utopenec (marynowany w occie serdelek, z cebulą, ostrą papryką i znów tajemniczymi przyprawami; w innych regionach kraju można spotkać jego różne wersje – np. dużo większy i z dodatkiem kiszonej kapusty, wciąż w tej samej słodko niskiej cenie, w Českým Krumlovie). Jak można nie kochać Pragi, skoro przy rewelacyjnym piwie dostaje się takie pyszności za grosze? (więcej na www.zlycasy.eu)

Innym świetnym punktem jest Kulový blesk, jeszcze bliżej Vyšehradu. Troszkę z innej bajki, bo bardziej w stronę jedzenia, o czym najlepiej przekonać się samemu (www.restauracekulovyblesk.cz), bo można się rozwodzić godzinami.

A jeśli wolisz świeże powietrze, spróbuj znaleźć jakikolwiek pub na wzgórzu w parku, trzy przystanki tramwajowe od stacji metra Anděl. Pełno młodych ludzi, już nie kufle, a plastikowe kubki (całkowicie uzasadnione) – oczywiście, że jest mniej klimatycznie. Jeśli rzeczywiście usiądziesz na drewnianych ławach pod parasolami. Lepiej zabierz swój kubek z piwem, odejdź trochę na polankę, usiądź na trawie i ciesz oczy widokiem rozświetlonego Starego Miasta i jak zwykle imponującej katedry św. Wita. Uroczo.
 
  • Nie takie złe czasy Nie takie złe czasy (Strona oficjalna)

Mówi się o tym we wpisach (lub komentarzach do nich):