
4 osoby
Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: wszyscy
Moderacja: po publikacji
Skałki
Wspinaczka dla początkujących
Pierwszy wyjazd w skałki jest zawsze dużym przeżyciem. Po pierwsze, zmienia się otoczenie – nie znajdujemy się już na jakiejś sali gimnastycznej czy pofabrycznej hali. Jest słońce, czyste powietrze, odgłosy natury. I inni wspinacze, którym bezwzględnie po przyjściu pod ścianę powinno powiedzieć się „cześć”. A oni na pewno odpowiedzą.
Droga Król Maciuś I, Jaskinia Mamutowa, dol. Kluczwody
(A. Kozłowska)
W skałkach już tak łatwo jak na ściance nie będzie – własny sprzęt (albo pożyczony) jest już niezbędny. A trzeba pamiętać, że wspinacze bardzo niechętnie pożyczają swój sprzęt. Wolą go mieć na oku i wiedzieć co się z nim działo. Nieodpowiedzialne użytkowanie (upadek ekspresu z wysokości czy przetarcie liny na krawędzi skały) może spowodować w przyszłości tragedię. Uprząż, lina, przyrząd do asekuracji i kask to minimum na debiut w skałkach. Na początku celujmy w drogi ubezpieczone, potrzebny będzie też komplet ekspresów na zespół. Przyda się kilka karabinków typu HMS do zakładania stanowisk na wędkę. To już wyższa szkoła jazdy, chociaż nadal prosta do opanowania – ale ktoś doświadczony obok jest już niezbędny. Wystarczy źle założyć stanowisko i kłopot gotowy.
Set karabinków
(A. Kozłowska)
Zacznijmy od początku. Przychodzimy pod skałę, czy jak mówią wspinacze – ścianę. Najlepiej, jeżeli mamy TOPO, czyli mapę dróg na ścianie (zwykle zdjęcie albo szkic z naniesionymi szczegółami rzeźby). Wybieramy odpowiedni dla siebie poziom trudności – większość celuje trochę niżej niż jest w stanie zrobić na ściance. Zresztą ciężko porównać te dwa odrębne światy – tu nie znajdziemy już idealnie wyprofilowanych, kolorowych chwytów. Często przebieg drogi jest niejasny, niejednoznaczny – musimy wykazać się inteligencją i intuicją. Oraz umiejętnościami wyniesionymi ze ścianki. Stojąc po ścianą i gapiąc się na drogi, możemy jednocześnie się rozgrzewać – lepiej o tym nie zapomnieć. Już wcześniej powinniśmy zorientować się czy droga posiada własną asekurację (ma osadzone punkty asekuracyjne: spity, bolty, płytki, ringi) oraz czy umożliwia wspinaczkę „na wędkę”. To ważne szczególnie dla początkujących, którzy chcieliby u góry, w stanowisku, zaczepić linę (najlepiej przez zakręcany karabinek typu HMS) – nie zawsze da się dotrzeć do stanowiska od góry skały. A jest to jeden z niebezpieczniejszych momentów wspinaczki, podczas którego zdarza się najwięcej wypadków. Tu najlepszy jest doświadczony znajomy, który przejdzie spokojnie drogę, którą chcemy się wspinać, a następnie zabezpieczy dla nas linę i zaasekuruje. Będzie wspinał się „na prowadzeniu”, polega to z grubsza na wychodzeniu do góry do kolejnego punktu asekuracyjnego i wpinanie w niego ekspresu (tu też ważne, aby wpinać je prawidłowo), przekładaniu przezeń liny i powtarzanie tej czynności aż do stanowiska zjazdowego (koniec drogi). Jest to dużo trudniejsze, szczególnie od strony psychicznej, więc dopiero gdy w pełni opanujemy skałkową wędkę i prowadzenie na ściance, możemy się uznać za gotowych do prowadzenia w skałach. Podczas takiej wspinaczki narażamy się na kilkumetrowe loty, które musi wybrać asekurujący. Żarty się skończyły, więc musimy być pewni tego, co robimy. Lub mieć dużo szczęścia, a na tym lepiej nie polegać.
Sokoli Grzbiet, Czarnorzeki, k. Krosna
(A. Kozłowska)
Nie można się jednak wystraszyć takich opisów. Będąc odpowiednio przeszkolonym, szybko złapiemy bakcyla i będziemy chcieli przeć wyżej i wyżej. Aż na szczyt. Bo o to we wspinaczce chodzi. A nawet jeśli wcale nie będziemy chcieć robić niewyobrażalnie trudnych dróg – zawsze zostaje wypad w skałki, świeże powietrze, wiszenie na linie i marudzenie, że już się nie chce, wieczorem kartofle z ogniska i noc w namiocie. Albo po prostu asekurowanie naszego partnera, chociaż to akurat może się znudzić. Ale i tak to o wiele fajniejsze, niż sobota przez telewizorem.
Łyse Zęby, Jerzmanowice
(M. Jabłoński)
Opisane przez nas rejony można zobaczyć tu:
Dolina Kobylańska
Mówi się o tym we wpisach (lub komentarzach do nich):
