
5 osób
Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: autorzy
Moderacja: przed publikacją
Filary, które nie przenoszą obciążeń
barokowy kościół i duch fundatorki organów
Będąc w Poznaniu nie można przeoczyć ul. Świętosławskiej, którą zamyka barokowy kościół św. Stanisława. Pierwotnie w tej parafii urzędowali jezuici. Zaczął go budować Tomasz Poncino w 1658 (zaraz po potopie szwedzkim), ale pierwszą mszę odbyto tu dopiero w 1704 roku.
Kościół budowano ponad 50 lat. Architekt nie przewidział problemu, jakim okazał się grząski grunt. Po dwóch latach ściany, które nie były jeszcze nawet ukończone, runęły, a budowę przejął Nataniel Wąsowski. Nie był architektem, ale można by stwierdzić, że był teoretykiem budownictwa - czyli miał pojęcie o konstrukcji, miał też jakieś pojęcie o architekturze, ale nie do końca jeszcze takie, jakie mieć powinien. Dlatego kazał wzmocnić te wszystkie słupy i filary, dlatego w tym kościele wszystkie konstrukcyjne elementy są bardzo grube, mocne.
W końcu budowę zakończył Jan Catanazzi. Ołtarz główny to lata 20. XVIII wieku, tabernakulum to nawet połowa XVIII wieku. Można powiedzieć że wnętrze jest momentami jedną, wielką mistyfikacją, bo np. kolumny, które wyglądają na marmurowe, są z cegły i to jest po prostu stiuk.
Zabawnym zjawiskiem jest fakt, że Wąsowski, który jak wspomniałam wcześniej wierzył, że im elementy grubsze, tym konstrukcja stabilniejsza, wybudował wielkie, potężne filary, które jednak nie są elementem konstrukcyjnym, pomimo takich wyobrażeń projektanta.
Organy to 80. lata XIX wieku. Poznaniacy chcieli je zamówić u znanego niemieckiego organmistrza Friedricha Ladegasta. Mieszkańcy zaczęli zbierać na nie pieniądze, jednak były bardzo drogie (ok 24 tys. marek, gdy np. nauczyciel wówczas zarabiał rocznie 500 marek). W kupnie tych organów pomogła poznanianka, która chciała jednak pozostać anonimowa i nigdy nie podała swojego nazwiska.
2600 piszczałek, ok. 230 ton, ponad 100 lat te organy grały zanim stwierdzono, że trzeba je wyczyścić i doprowadzić do stanu ponownej użyteczności. Potem organy zaczęto stroić. Organiści zawsze po zamknięciu fary siedzieli i je stroili.
Jeden z organistów mówił, że ciągle ma wrażenie, że ktoś chodzi po kościele i słucha. Zgłosił się z tym faktem do księdza i zapytał, czy ksiądz na pewno zakmnął drzwi, bo on ewidentnie słyszy jakieś głosy. I mówi się, że po kościele chodził właśnie duch tej anonimowej poznanianki, która przekazała pieniądze na budowę organów.