
12 osób
Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: autorzy i obserwujący
Moderacja: po publikacji
Epigonizm czy godna kontynuacja?
Kilka słów o Orchid
Kilka dni temu ukazał się kolejny teledysk Orchid. Kolejny nie pozostawiający cienia wątpliwości, że panowie z Kalifornii zapatrzeni są w kapelę Tony'ego Iommiego jak w święty obrazek. Począwszy od nazwy, przez image, a na muzyce kończąc – nie można mieć złudzeń, że jakiś inny zespół jest tu większym źródłem inspiracji.
Orchid powstali w 2007 roku w San Francisco. Członkowie zespołu wcześniej próbowali sił w różnych formacjach, ale dopiero w Orchid znaleźli to, czego szukali. Nazwali się od instrumentalnego utworu z płyty „Master of Reality” Black Sabbath, a w 2009 roku wydali pierwszy mini-album - „Through the Devil's Doorway” - warto zwrócić uwagę na tytułowy numer, w kontekście piosenki „Supernaut” z albumu „Vol 4” wiadomego zespołu z Birmingham. Istotną rzeczą, która odróżnia Amerykanów to wokal, mnie osobiście przywodzący na myśl momentami Blackie Lawlessa z W.A.S.P.
W 2011 roku przyszła pora na debiutancki album „Capricorn”, który okazał się wymarzonym kawałkiem muzyki dla tych, którzy zdarli już dawno swoje egzemplarze „Paranoid” czy „Sabbath Bloody Sabbath”. I chyba tu Orchid trafił w dziesiątkę – godnie oddają hołd swoim idolom, robiąc to na tyle z sercem, że trudno mi posądzać ich o tanie naśladownictwo.
Obecnie zespół ma na koncie jeszcze EP „Heretic” oraz drugiego długograja - „Mouth of Madness”, który częściej ląduje u mnie na odsłuchu, niż „13” Black Sabbath.
Mówi się o tym we wpisach (lub komentarzach do nich):

