Na odsłuchu
12 osób
Moderatorzy:
    MarcinM

Ustawienia strony:

Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: autorzy i obserwujący
Moderacja: po publikacji
RSS RSS
Zarejestruj się

05/01/14 od MarcinM
W temacie: Some Years After

Debiut The Doors - 47 lat minęło

The Doors - The Doors (okładka) The Doors - The Doors (okładka) (Elektra)

47 lat to tak niewiele z perspektywy wszechświata, za to tak wiele z perspektywy rynku muzycznego. Wczoraj pisałem o 54-letnim Michaelu Stipe, dziś napiszę o 47-letniej płycie, której jednak czas się nie ima. Stanowi ona początek nowej epoki w muzyce rockowej. Epoki która trwa do dziś. Dlaczego do dziś? O tym napiszę kilka słów na koniec.

Latem 1966 roku The Doors weszli do studia Sunset Sound w Hollywood, by tam nagrać debiutancki materiał. Cała praca nie zajęła nawet tygodnia, a dodatkowo powstały zarysy kompozycji, które na płytę nie weszły i doczekały się wydania dopiero przy okazji reedycji na 40-lecie albumu: kilka podejść do "Moonlight Drive", który to podobno Morrison zaśpiewał Manzarkowi na słynnej plaży w Venice (dzielnica Los Angeles) i to ostatecznie zaważyło na powstaniu The Doors, oraz "Indian Summer" (wersja zarejestrowana 19 sierpnia 1966 roku, natomiast regularne sesje do płyty "The Doors" zaczęły się z dniem 14 sierpnia).

Reedycja płyty wydana na 40-lecie zawiera kilka ciekawostek, pomijając już nawet te poszczególne ścieżki instrumentów i wokali, których nie dane nam było słyszeć aż do 2007 roku. Ciekawostką jest "Light My Fire", które trafiło na nową wersję płyty w wersji... oryginalnej. Tak tak, tempo utworu w wersji powszechnie znanej było nieco spowolnione, co sprawiało że piosenka brzmiała niżej o prawie pół tonu, co słychać też w wokalu (Morrison przecież jeszcze wtedy nie śpiewał tak nisko). I tak Bruce Botnick (producent) przywrócił odpowiednie tempo piosenki, która teraz trwa 6 minut i 50 sekund, nie 7 minut i 5 sekund, jak to miało miejsce w pierwotnym miksie.

Można oczywiście się spierać, czy takie zabiegi mają rację bytu, czy takie monumenty w ogóle należy ulepszać? Moim zdaniem efekt jest naprawdę świetny i lepiej wydać kilka złotych na album w jakiś sposób nowy, niż na kolejne wydanie tego samego krążka, którego zawartość znam jak własną kieszeń.

Trudno wczuć się w sytuację, jak odbierany był debiut The Doors wtedy, w 1967 roku, w Stanach, w których królował surf rock i wesoły rock'n'roll. Jedno jest pewne - wraz z takimi wykonawcami jak Jimi Hendrix Experience czy Jefferson Airplane, The Doors chyba najdobitniej zdefiniowali potrzeby i niepokoje nowego pokolenia, zaczytanego w prozie egzystencjalistów i beatników, pokolenia zafascynowanego tym, co nieznane i nieodkryte. Wreszcie - pokolenia, które trwa do dziś i odradza się niczym feniks. Wystarczy że kolejna osoba u progu dorosłości sięgnie po muzykę The Doors...