Na kupieckim szlaku
9 osób
Moderatorzy:
    pinot

Ustawienia strony:

Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: wszyscy
Moderacja: przed publikacją
RSS RSS
Zarejestruj się

27/01/14 od mrtswtk
W temacie: Teorie

Tragedia wspólnego zasobu według Hardina

Czyli co ma pastwisko do życia w mieście.

Wyobraź sobie, że masz samochód (gratuluję, jeżeli faktycznie masz), którym codziennie po pracy wracasz do domu. Ale twój kolega z pracy też ma samochód, i twój sąsiad też ma samochód, dlatego zawsze gdy wracasz możliwie najkrótszą drogą stoisz w korku. Albo wyobraź sobie, że jest lato, 35*C, żar się z nieba leje i jest sobota. Idziesz na miejskie kąpielisko i co? Okazuje się, że całe miasto wpadło na ten sam pomysł co ty i znalazło się nagle nad rzeką. Nie ma gdzie stanąć, a co dopiero ręcznik rozłożyć.

To są właśnie przykłady wspólnych zasobów. Charakteryzują się tym, że są powszechne. Każdy ma do nich dostęp i nie ma możliwości wykluczenia kogokolwiek z ich konsumpcji. Ich zasoby są jednak ograniczone - tak jak na zakorkowanej ulicy ciężko jest wmanewrować jeszcze jedno auto, tak na zaludnionej plaży ciężko rozłożyć się z własnym ręcznikiem. Żeby to jeszcze była tylko kwestia wolnego miejsca - nie zapominajmy o irytującym zachowaniu współplażowiczów, o muzyce jaką nadają z przenośnych radyjek, o ich rozbeczanych dzieciach i rozszczekanych psach... no nieważne, myślę że masz już koncepcję. Właśnie tu pojawia się tragedia, nie sądzisz?

Gdy z dobra korzysta zbyt dużo osób, a jego zasoby są ograniczone, wtedy może dojść do zniszczenia tego dobra. Najprostszym przykładem są zanieczyszczenia środowiska, wyjałowienie ziemi, zmniejszające się zasoby wód i oceanów. Najbardziej obrazowy będzie jednak przykład pastwistka opisany przez Garretta Hardina (polecam notkę biograficzną), który nie był ekonomistą, ale... biologiem i ekologiem.

Przenosimy się na wieś

Przypuśćmy, że mieszkasz na wsi, gdzie jest 10 hodowców krów i każdy z nich ma po 10 czerwonych krów polskich. Macie tam łąkę, która nie należy do nikogo, więc hodowcy bezkarnie wypasają na niej swoje krowy, z których później sprzedają mleko. W sumie krów na łące jest 100 - jest to punkt równowagi dla tej łąki. Przy takiej ilości krów łąka będzie odrastać i hodowcy będą mogli wypasać tam swoje bydło do końca świata i jeden dzień dłużej. W przetłumaczeniu na świat ekonomii 100 to taki punkt, w którym koszt krańcowy krowy (zżarta trawa) styka się z produkcją krańcową krowy (wydojone mleko).

Czerwone krowy na pastwisku. Czerwone krowy na pastwisku. (Piotrus, CC BY-SA 3.0, http://pl.wikipedia.org/wik...)

Koszt każdej kolejnej krowy (101, 102, 103, itd...) będzie przewyższał zysk, jaki dostarczy ona z produkcji mleka. Tłumacząc na język przyrody: jeżeli postawimy na łące więcej krów, będą zjadać większą ilość trawy, przez co łąka nie będzie w stanie odrastać na czas (a zauważ, że będzie wciąż na bieżąco konsumowana) i w rezultacie trawa przestanie odrastać w ogóle. Łąka zostanie wyjałowiona.

Przypuśćmy teraz, że w twojej wsi jednemu hodowcy ocieli się krowa, inny dokupi dwie sztuki, Zdzichu dostanie dotację z Unii i na łące nagle znajdzie się 125 krów. Łąka nie należy do nikogo, więc żadnego z tych hodowców nie obchodzi co się z nią stanie. Żaden z nich też nie chce wycofać z niej swoich nadprogramowych krów w obawie przed stratą (żeby Zdzichu trzymał tam swoje dodatkowe krowy i miał więcej mleka niż ja? w życiu!). Każdy zakłada, że pozostali hodowcy nie wycofają swoich krów. Każdy chce być sprytny. Każdy jest pazerny. W rezultacie łąka zostaje wyeksploatowana i dochodzimy do punktu, w którym zysk wynosi ZERO.

Opisany powyżej przykład jest oczywiście metaforą i można ją przenieść na użytkowanie każdego zasobu wspólnego. Stanowi punkt wyjścia do, z jednej strony stanowienia praw własności, z drugiej administracyjnego uregulowania dostępu do dóbr publicznych. W pierwszym przypadku możemy rozważyć prywatyzację, w drugim limity, regulacje prawne i podatki. I tu się zatrzymajmy, bo to już temat na inny poniedziałek.

Mówi się o tym we wpisach (lub komentarzach do nich):