
13 osób
Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: autorzy
Moderacja: po publikacji
Geografia i klimat - sojusznicy Chrobrego
Jak słusznie nauczono nas w szkole, Bolesław Chrobry w toku licznych wojen obronił Polskę przed najazdami niemieckimi, pokonując agresorów w licznych bitwach. Chrobry co prawda sam zaczął, zajmując zależne od cesarza Czechy oraz ziemie za Nysą Łużycką, ale nie to jest istotne. Podczas większości działań wojennych stroną atakującą byli Niemcy, których cesarze chcieli utemperować wierzgającego piastowskiego księcia.
Cesarze mieli wówczas pod swoją władzą około 3,5 miliona poddanych, książę polski – około 1 miliona. Teoretycznie możliwości mobilizacyjne Niemców były więc znacznie większe, tym bardziej że po ich stronie występowały też wojska czeskie i wieleckie. Dysponowali zapewne również lepszej jakości bronią, posiadając na swoim terytorium warsztaty o tradycjach sięgających jeszcze czasów Imperium Rzymskiego. Zachodnie prowincje cesarstwa, w tym Nadrenia, należały do najbardziej rozwiniętych gospodarczo części kontynentu, co przekładało się też na jakość uzbrojenia i wyposażenia wojowników.
Po stronie Chrobrego stał jednak bardzo ważny czynnik – geografia. Idąc na Polskę, siły niemieckie mogły atakować ją właściwie tylko od południowego zachodu. Nad Bałtykiem leżały wówczas niezależne państewka słowiańskie, a bagienne tereny nad dolną Odrą były niezwykle trudne do przebycia. Trasa marszu Niemców przecinała więc z reguły nadgraniczną puszczę śląsko-łużycką. A tu zaczynały się problemy. Dróg tam było co kot napłakał, a siły piastowskie mogły je łatwo zablokować, tworząc przesiekę, czyli barierę z pościnanych drzew. Potem Niemcy dochodzili do głównej linii obronnej państwa Piastów wzdłuż górnego biegu Odry. Sama rzeka stanowiła zaporę, a polscy władcy wznieśli nad nią linię grodów obronnych. W 1017 r. pod Niemczą, leżącą nad dopływem Odry – Ślęzą, skutecznie powstrzymano marsz armii cesarskiej w głąb kraju. Gdyby jednak atakujący zdołali przejść Odrę, czekała na nich jeszcze jedna, ostatnia linia obronna, osłaniająca samo centrum Polski z Poznaniem i Gnieznem.
Właściwe wykorzystanie geografii pozwalało na wykorzystanie drugiego czynnika – klimatu. Niemcy mogli prowadzić kampanię zasadniczo w okresie późne lato – wczesna jesień, gdyż ich wojska żywiły się wtedy ze świeżych zbiorów na zaatakowanych terenach. Gdy nadchodził październik i nasilały się deszcze, coraz ciężej było przechodzić bagna, a brody na rzekach robiły się głębsze. Taktyka Chrobrego polegała więc na opóźnianiu pochodu wroga tak długo, aż pogoda zacznie robić swoje. W obozie niemieckim zaczynały się wtedy narzekania i wezwania do powrotu do domu. Należy pamiętać, że nie była to jednolita, karna armia znosząca wszystko bez szemrania, tylko koalicja oddziałów panów feudalnych, dla których bunty przeciw władzy były czymś powszednim. I tak na jesieni 1005 r. armia cesarska dotarła prawie pod sam Poznań, ale rycerze mieli już dosyć walk w lasach pod strugami deszczu i zaprotestowali przeciw kontynuacji działań. Ofensywę przerwano, podejmując negocjacje, co być może uratowało państwo Piastów.
Pozbawione atutów geograficznych i klimatycznych, wojska piastowskie nie miały szans w konfrontacji z cesarskimi. Próby przejścia do ofensywy na terytorium wroga – w Łużycach i Milsku - kończyły się szybką klęską i rejteradą wojsk Chrobrego.
- Gwintówki od komedii do tragedii
- Balkony zawdzięczamy średniowiecznym rycerzom
- Zagłada kolorowych mundurów
- Pojedynek łuku z kuszą
- Plamy na Słońcu a szwedzkie podboje
- III Rzesza miała potencjał, by wygrać
- 1399: pierwszy zamek zniszczony przez armaty
- 1914 r: śmiercionośna broń, kiepski transport
- Nieoczekiwany powrót prymitywnej broni Polaków
- Wojna krymska - bez kolei przegrywasz