Wrażenia z Bośni
trochę przygnębiajace, ale warto
Na wjeździe do Mostaru mijamy liczne częściowo zburzone domy, wystawione na sprzedaż. Najwyraźniej od kilkunastu lat nikt nie chce tego kupić i tak będzie stało aż stanie się pewnego rodzaju symbolem. Ten kraj tak bardzo dotknięty przez wojnę kilkanaście lat temu, nadal z cierpienia nie wyszedł.
Dziwnie podzielony na Federację BiH i Republikę Serbska, gdzie na granicy tychże jest normalna kontrola paszportowa. To wszystko razem daje odczuć, że tu dopiero co toczyła się wojna, z wyników której nie wszyscy są dziś zadowoleni.
Bośnia to kraj biedny i to widać. Mało co się tu restauruje po wojnie i oblężeniu Sarajewa. Ktoś mi powiedział, że jak w Bośni stoi gdzieś barierka to ma ona tam być, a jak się ją przekroczy, ryzykuje się wejściem na minę.
Nie ma tu na trasie sklepów czy lepszych stacji benzynowych. Ewentualnie lokalni sprzedawcy owoców.
Jak już bliżej miasta trafi się supermarket to jest w nim ciemno i brak ludzi. Trochę ciarki na plecach:) Ale nie ma co krytykować ani się temu dziwić, tak już jest i to warto zobaczyć. Przede wszystkim jak inna jest Bośnia od Czarnogóry, Chorwacji, czy nawet Serbii. Mimo, że wszystkie te kraje tworzyły przez tyle lat jedno państwo. Ale za to wszędzie produktem narodowym jest burek (odpowiednik naszego pasztecika mięsnego) i čevapcici (nazywają to kebabkami,ale są to po prostu kotleciki mielone całkiem pyszne:)
