kilka słów o Bukareszcie
Warto czy nie warto?
W Bukareszcie w trakcie mojej podróży po Rumunii nie planowałam się znaleźć. Spędziłam w nim niecałe dwa dni, więc zdołałam zobaczyć go dosyć pobieżnie. Dlatego chciałabym napisać tu tylko o paru moich wrażeniach.
Zanim przyjechałam do stolicy Rumunii wiele o niej słyszałam. Rumuni mówili o niej przeważnie źle. Że brzydka, że brudna i że socrealizm w czystej postaci. Nie pamiętam osoby, która by mi powiedziała, że lubi Bukareszt. Przygotowałam się więc na najgorsze, no i mile się rozczarowałam.
To co przede wszystkim rzuciło mi się w oczy, to ogromne przestrzenie. Miasto momentami wyglądało dla mnie tak, jakby na zabudowę olbrzymiej części zabrakło pomysłu, więc architekt wypełnił ją na zasadzie: „Tu będzie plac. I tu i tu, a tu ulica i tu jeszcze jeden plac.” ;) Ta mania przestrzeni jest dla tego miasta szczególna. Ją, jak i również manię wielkości Ceausescu, świetnie symbolizuje budynek Parlamentu(1). Miał on być największym budynkiem na świecie – nie wyszło, ale nadal jest niewiarygodnie duży. Zajmuje powierzchnię 330 000m!!! Prawdziwe bukaresztańskie perełki architektoniczne zostały poodsuwane w głąb tak, żeby nie drażnić oka Ceausescu wyglądającego z okna swojego gabinetu. Wokół zaś znajdują się puste place i ulice, które jakby jeszcze bardziej rozmiary tego budynku uwypuklają.
Mimo, że eksperymenty Ceausescu nad zeszpeceniem miasta w części się powiodły, to nie udało mu się zniszczyć wszystkiego. Wystarczy przejść się po centrum, do którego prowadzą cieniste ulice pełne drzew. Co prawda w czasie mojego pobytu było ono koszmarnie rozkopane, nie mniej jednak nic to nie ujęło urody budynkom. Tak więc symbolem miasta pozostanie dla mnie cudne Rumuńskie Ateneum.
Zdecydowanie Bukareszt ma swój niepowtarzalny charakter i atmosferę. Myślę, że odwiedzając to miasto należy mieć na względzie jego historię i blizny pozostawione przez głupca Ceausescu i ciężkie przeżycia jego mieszkańców. Mi zawsze będzie się już kojarzyło z upalnym słońcem, lodami przed Parlamentem, niezłomnością Rumunów, ładną starówką i traumatyczno-śmieszną przygodą w windzie, po której obiecałam sobie że już nigdy do tego przybytku nie wsiądę.
Absolutnie należy dać mu szansę!
