Dubrovnik
chorwacka Wenecja
To był jeden ze zdecydowanych obligów tego wyjazdu.
Chorwacka Wenecja, miasto na wzgórzach, jedno z najdroższych w Europie. I jak było wiadomo od początku, przeturystyczne. Nie wiem czy w jakimkolwiek innym mieście widziałam takie tabuny turystów i naganiaczy do wycieczek, a w kilku przecież byłam. Ale tu to jest wszędzie! Całe to miasto jest przystosowane do przyjmowania mas turystów z całego świata. Na każdym rogu wokół starówki można kupić wycieczki w inne perełki bałkańskie, ale każdy chyba zdaje sobie sprawę jak te wycieczki wyglądają: drogo, szybko i przeprowadzają przez sklep z suwenirami. Dlatego nie polecam:)
Polecam za to zaparkować pod samymi murami Old City, bo o dziwo to najtańszy parking w centrum (10kun za godzinę, czyli trochę ponad 5zł), inne są trzy razy droższe, a z daleka nie ma sensu iść, bo jednak poza starówka Dubrovnik to dość zwykłe miasto, trochę przypominające LA.
Kolejny tip: nie mieszkajcie tu jeśli chcecie zaoszczędzić:) kemping (Solitudo) wychodził 50€ za 3os a kwatery dużo drożej, nawet po 100€. Dla porownania w Kotorze kwaterę dla 3os za 40€ znajdziemy spokojnie, a za 50€ to już z bajeranckim widokiem i standardem. Są tańsze kwatery za Dubrovnikiem, w stronę Splitu, podobnie jak kempingi. Ale my uznaliśmy, że nie ma sensu tam się zatrzymywać i potem jechać w dwie strony przez całe miasto, żeby zwiedzić Dubrovnik.
Udaliśmy się więc na przepiękną starówkę i spacery wąskimi uliczkami pełnymi małych sklepików. Słońce grzało nam w plecy, dlatego poszliśmy skorzystać z tutejszej plaży (w całym Dubrovniku jest ich ok. 7). Plaża ta przypomina Międzyzdroje w lipcu, żeby dojść do morza trzeba chodzić ludziom po głowach. Ten element na pewno nie jest przyjemny, ale już samo przebywanie w wodzie z widokiem na starówkę polecam bardzo:)
Starówka jest mała, ale naćkana zabytkami i wyszukanymi szczegółami. Tylko trochę ustępuje Wenecji;) Jednak za dużo tu jest ludzi. I chęć zwiedzenia dokładnie każdego zakamarka może nie przezwyciężyć zirytowania wszechobecnymi turystami:)
W każdej restauracji jedzenie jest tu bardzo drogie. Dlatego już w pewnym momencie szukanie czegoś tańszego traci sens. Pozwoliliśmy sobie więc na ucztę w restauracji Orhan (nie pamiętam teraz nazwy ulicy, bo była do niczego nie podobna, ale uzupełnię). Trzeba tam zjeść kalmary z grilla, są przepyszne, nie za miękkie, nie za twarde i dobrze przyprawione. Do tego blitva-ziemniaki ze szczawiem (danie typowo dalmatyńskie). Na przystaweczkę polecam ostrygę-tutaj to towar masowy. Pycha!
