Droga. Byle tania.
6 osób
Moderatorzy:
    Agata mrtswtk

Ustawienia strony:

Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: wszyscy
Moderacja: przed publikacją
RSS RSS
Zarejestruj się

16/10/11 od Agata
W temacie: Transport

Autostopem po Europie. Czym to się je? Część VI – co ze sobą zabrać.

Kiedy nie można zabrać ze sobą wiele, jak wybrać to, co rzeczywiście się przyda?

Packlista. Wróg numer jeden twórczego chaosu. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę potrzebować czegoś takiego, że będę zdolna tak dobrze się zorganizować w swoim niezorganizowaniu. A jednak – packlista bardzo się przydaje. Jeden rzut oka i wiesz, czego jeszcze nie spakowałeś. Żeby powstała dobra, trzeba czasu – nie ma hop siup, trzeba zorientować się, co jest naprawdę niezbędne w drodze.

Wszystko zależy od pory roku i warunków klimatycznych panujących w danym kraju (krajach), który będziesz przemierzał. Dlatego nie będę pisać, ile par ciepłych skarpetek zabrać i ile polarów jest niezbędnych na trzy tygodnie – skupię się na całej reszcie (ubrania może innym razem?). Pojawia się też pytanie, czy autostop to tylko sposób na dotarcie do celu, w którym mamy zapewnione względnie normalne warunki (np. nie będzie gotowania na kuchenkach turystycznych). Bo po co targać ze sobą menażki (chociaż... jedna akurat zawsze się przyda) i resztę sprzętu do gotowania, jeżeli miałby służyć tylko trzy dni, i to w środku lata.

Na początku na pewno będziesz brać ze sobą za dużo rzeczy. Nie przejmuj się tym, mija z czasem. Moja lista jest bardzo subiektywna, pewnie za jakiś czas dojdę do wniosku, że coś powinno z niej wypaść, a coś innego dojść. Jedna ważna zasada – pozbądź się opakowań (pudełka po plastrach itp.), będzie lżej. Lista poniżej bez kuchennych rewolucji.

1. Kartki do robienia znaków – zawsze zapominam, zawsze mi ich brakuje. A używanie do tego mapy mocno ją niszczy. Jednak tak naprawdę da się bez nich obejść – raz poprosiłam na stacji benzynowej o tekturowe pudełka. Spełniły swoją rolę.

2. Coś do pisania – markery (do znaków), długopis/ołówek i notes – zadziwiające, jaką czasami ma się potrzebę zapisania czegoś. Już latałam po sklepach w katalońskiej wsi, szukając notesu.

3. Ksero dokumentów, wszystko schowane w różnych miejscach. W razie katastrofy łatwiej będzie je odtworzyć.

4. Nóż i nie ma żadnego ale. Porządny, bez bajerów, bo po co komu trzydzieści rodzajów śrubokrętów. Jedno ostrze wystarczy (no, może jeszcze korkociąg).

5. Apteczka – podstawowa. Coś na odkażenie (tylko żadna tam woda utleniona w butelce, lepiej w żelu albo gaziki), bandaże (zwykłe i elastyczne), plastry (najlepiej różnej wielkości), coś na gorączkę, ból, biegunkę, wapno, krople do oczu, coś po ukąszeniach i oparzeniach. Nie zapomnij o nożyczkach, chociaż plaster na dobrą sprawę można uciachać nożem.

6. Mapa, nawet nie próbuj się bez niej ruszać z domu.

7. Sznurek, który mogą zastąpić całkiem dobrze sznurówki z akurat nieużywanych butów. Przydaje się choćby do naprawienia plecaka, przytroczenia mokrego ręcznika itp.

8. Ręcznik szybkoschnący. Nie wiem, jak mogłam bez niego żyć – zajmuje nieporównywalnie mniej miejsca w plecaku, schnie nieporównywalnie szybciej.

9. Kilka worków na śmieci – jak rozpadnie się coś w kosmetyczce, na brudne lub mokre ciuchy.

10. Niewidoczna saszetka na udo lub brzuch, gdzie trzyma się dokumenty i pieniądze.

11. Kosmetyczka – nadal nie jestem w stanie jej zredukować. Zawsze sobie tłumaczę, że wszystkiemu winne te długie włosy. A więc wedle uznania, najlepiej wszystko przelane w małe buteleczki. Mydło zawsze można uzupełnić na stacji benzynowej. Koniecznie krem w silnym filtrem, długotrwałe stanie w słońcu na drodze i nawet nie czujesz, jak się spalasz.

12. Chusteczki dla dzieci, genialny wynalazek. Idealne do szybkiego odświeżenia się.

13. Spork! Czyli łyżka i widelec w jednym (spoon+fork). Może być metalowy lub plastikowy. Ciekawy jest jego brat, produkowany przez primusa – składany, a więc zajmuje jeszcze mniej miejsca. Naprawdę się przydaje, kiedy chcesz np. zjeść jogurt albo melona. W razie czego, można będąc w mieście znaleźć sklep wszystko za 5zł – mam do dziś łyżeczkę z Barcelony.

14. Aparat. Opcjonalnie obiektyw (ciężki jak diabli...), zapasowe baterie i filmy. Tak, jestem wierna analogowej lustrzance. W opcji cyfrowej dochodzi ładowarka i dodatkowa karta pamięci.

15. Książka. Nieważne, że ciężka. W zeszłym roku nie wzięłam, no bo przecież tyyyyle miało się dziać. Działo się. Ale i tak by się przydała na wreszcie samotną godzinę po południu.

(W odcinku o spaniu wspomniałam o rzeczach niezbędnych, tu wobec tego je pominę)

Jeżeli nie jedziesz sam, wszystko to rozkładasz na dwa plecaki – po diabła dwie tubki pasty do zębów? Ekstremaliści skracają swoje szczoteczki do zębów, karimaty (bo pod głowę plecak, to górną część – ciach!). Ale to już backpacking ultralight i jego wyznawcy, o czym może innym razem.

Z niecierpliwością czekam na patenty, których jeszcze nie poznałam.
 
  • (A.Kozłowska)