Leśniczówka Pranie
Zachwyt i natchnienie Gałczyńskiego
Zajrzałam do leśniczówki Pranie po drodze (rowerowej) z Karwicy do Wojnowa. Bywam czasem w tamtej okolicy, ale Pranie zwykle omijałam, ponieważ w moim środowisku miały opinię miejsca snobistycznego. Ludzie, którzy tam bywali - ci, których poznałam na mazurskich szlakach - mieli zwyczaj nadmieniania "od niechcenia" jak to przyjaźnią się z Kirą Gałczyńską, córką poety, która tam właśnie pomieszkuje. A sama Kira pytana o tego i owego dziwiła się, ilu to przyjaciół, o których nawet nie wie.
Ale tym razem zajechałam. I to był dobry pomysł! Towarzystwo może i bywa tam snobistyczne, ale też nie można zaprzeczyć, że w Praniu dzieje się literacko, teatralnie, kulturalnie - bardzo bogato. A miejsce piękne!
Leśniczówka to kilka budynków z czerwonej cegły, pochodzących z konca XIX wieku, położonych na wysokim brzegu Jeziora Nidzkiego. Jeszcze za Niemców byłą tam leśniczówka, a wokół łąki. Dzisiaj po łąkach ani śladu, wszędzie puszcza (Biała), a sama leśniczówka jest pół na pół prywatną posiadłością i Muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Gałczyński zakochał się w Praniu w 1950 roku, kiedy przyjechał tu na zaproszenie ówczesnego leśniczego. Spędził w niej wiele miesięcy - latem, jesienią, zimą - do 1953 roku. Planował zamieszkać na stałe, ale trzeci zawał w grudniu 1953 roku położył kres tym planom (miał 48 lat!).
Napisał tu wiele ważnych utworów. A w ogrodzie czuwała i nadal czuwa Zielona Gęś. patronka najmniejszego teatru świata :) .
To nie jest wielka historia. Ot, po prostu piękne miejsce, w którym pewien poeta był szczęśliwy i pisał natchniony.
Warto zajrzeć. Nie powiem, że koniecznie na koncerty czy warsztaty, bo mnie się bardzo podobała w jesiennych kolorach i już bez imprez.