12 osób
Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: autorzy i obserwujący
Moderacja: po publikacji
Krwawa strona księżyca
O Jex Thoth zrobiło się w podziemnym światku nieco głośniej, gdy wokalista ze swoją grupą przyjechała w czerwcu na dwa koncerty do Polski. dzięki staraniom krótko działającej, lecz już bardzo zasłużonej agencji Ceremony Booking. Wystąpili wtedy w warszawskim Fonobarze i krakowskim Lizard Kingu.
Pamiętam gdy nie tak dawno temu ukazał się split bardzo młodej wówczas formacji (wcześniej działającej pod nazwą Totem) z legendą metalowego podziemia, grupą Pagan Altar (sam ten fakt to naprawdę nie lada nobilitacja!). Na ich stronie znalazł się kawałek „Stone Evil”.
W 2008 roku światło dzienne ujrzał debiutancki album, którym pokazali, że są zdecydowanie „urodzeni za późno”, jak śpiewał Scott „Wino” Weinrich w Saint Vitus.
Posępna muzyka, jakby osnuta cmentarną mgłą, osadzona w psychodeliczno-hardrockowej stylistyce lat 70-tych, jednak nie brzmiąca jak retro na siłę (a sporo epigonów zajmuje miejsce na tej scenie).
Grupa nie należy do tych, którym specjalnie się spieszy – na następcę debiutu przyszło czekać aż 5 lat (w międzyczasie światło dzienne ujrzał mini-album "Witness") Całe szczęście było warto, bo na „Blood Moon Rise” grupa kontynuuje drogę obraną na początku, a nawet wyciąga wnioski, co można było wówczas zrobić lepiej. Efektem tego jest jeden z najlepszych albumów w tym roku, wciągający i mroczny niczym nietzscheańska otchłań, ale w praktyce zupełnie nieszkodliwy i bynajmniej nie pozbawiający nadziei. Przynajmniej nadziei w przyszłość muzyki rockowej.