Koncertowo

Moderatorzy:
    pinot

Ustawienia strony:

Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: wszyscy
Moderacja: po publikacji
RSS RSS
Zarejestruj się

11/10/13 od Agata

Nohavica na żywo

Mało który artysta tworzy tak świetną, pełną humoru atmosferę na swoich koncertach. Szczególnie w Katowicach – w końcu na Śląsku jest u siebie.

Nohavica w Polsce występuje często. Od czasów wydania dwupłytowego albumu „Świat według Nohavicy”(z interpretacjami jego piosenek w wykonaniu polskich artystów – po polsku) jego popularność gwałtownie wzrosła i utwory z jego najnowszej płyty zajmują ważne miejsce choćby w radiowej „Trójce”. Dlatego na jego koncertach zawsze jest tłum fanów.

Nie inaczej było w Katowicach, chociaż występ w ramach Letnich Ogrodów Teatralnych w podcieniach Centrum Kultury pewnymi rzeczami się różnił. Choćby tym, że bilety nie pojawiły się w sprzedaży aż do dwóch godzin przed wydarzeniem. Dlaczego? Organizatorzy uznali, że to nie idzie w parze z luźną atmosferą lata – po co planować coś wiele tygodni na przód na niedzielny wieczór, kiedy może zdecydować tego samego dnia i pójść na koncert? Cóż, to spowodowało, że kolejka po bilety ustawiła się już w okolicach 16 (koncert zaczynał się o 20). A że był upał, nie pojawiłam się aż do wczesnego wieczora (ach ta przepiękna Pogoria…), więc do końca nie byłam pewna, czy zmieszczę się na malutkiej widowni. Zmieściłam się i wiele, wiele osób za mną też. Siadali na schodach, na ziemi, na starych ławkach. Kolejka była też zadziwiająco kulturalna, chociaż niemiłosiernie długa.

Czeski bard od razu zapowiedział, że przyjechał śpiewać, nie gadać (śmiech na sali, było wiadomo, że nie wytrzyma bez anegdot i uszczypliwych komentarzy). I że będzie śpiewał głównie po czesku, w końcu jest na Śląsku. I to była nowość, na poprzednich koncertach, w których uczestniczyłam, Nohavica wiele utworów wykonywał po polsku. Jak powiedział, tak zrobił. Koncert rzeczywiście był przepełniony muzyką, trwał ponad dwie godziny. I jak to u Nohavicy, od śmiechu, przez smutek, po zadumę. Nieznającym czeskiego (albo pieśni barda) mogło być ciężko, w końcu to teksty są tu właściwie najważniejsze, poruszają najróżniejsze tematy, są do bólu szczere. I oczywiście komentarze, te rozbrajające zdania rzucane ze sceny. I to oburzenie, jak ktoś z widowni zaczął go kręcić telefonem! Po raz kolejny można było też posłuchać genialnego akordeonisty, Roberta Kuśmierskiego. Mistrz swojego fachu. Dzięki tym dwóm skromnym facetom wieczór był fenomenalny. Nigdzie indziej nie znalazłam tego połączenia wzruszenia ze śmiechem, tych inteligentnych, uszczypliwych żartów z niełatwych i łatwych sytuacji. I tego niewymuszonego wdzięku, tej pięknej falującej w miarę zmiany nastroju muzyki.

Można się przekonać samemu. Chociaż właśnie skończyła się jego trasa po Polsce, na pewno niebawem jeszcze nas odwiedzi. Bo dokud se zpívá ještě se neumřelo.