Klatka po klatce
7 osób
Moderatorzy:
    AgnesO

Ustawienia strony:

Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: wszyscy
Moderacja: tylko niezaufani
RSS RSS
Zarejestruj się

27/01/14 od MarcinM
W temacie: To już było

"Mucha" Davida Cronenberga

Plakat promujący film Plakat promujący film "Mucha" (www.impawards.com / http://www.impawards.com/19...)

David Cronenberg miał szczęście. Mimo że w momencie gdy podjął się nakręcenia „Muchy” miał na koncie tak udane dzieła jak „Shivers”, „Rabid” czy „Videodrome”, to właśnie remake mocno przeciętnego filmu z 1958 roku przyniósł mu sławę i pomógł prześlizgnąć się do tzw. mainstreamu. Jednak historia filmu „Mucha” jest dosyć mroczna. Kto wie, czy nie bardziej, niż samo dzieło Cronenberga?

Słynny reżyser początkowo podziękował za ofertę pracy nad „Muchą”, tłumacząc się, zresztą słusznie, innymi zobowiązaniami – reżyser pracował wówczas nad filmem „Pamięć absolutna”, na podstawie opowiadania Philipa K. Dicka.

Brooksfilms (wytwórnia filmowa Mela Brooksa) zwróciła się więc do reżysera Roberta Biermana. Ten przyjął propozycję, jednak zbiegło się to w czasie z osobistą tragedią – córka Biermana zginęła w wypadku, który miał miejsce podczas jej pobytu w Afryce Północnej. Reżyser wycofał się z projektu.

Całe szczęście wkrótce okazało się, że pan Cronenberg wycofał się z pracy nad „Pamięcią absolutną” i chętnie przyjął propozycję pracy nad „Muchą”. Całe szczęście dla świata kina grozy.

Autorem scenariusza do nowej „Muchy” był pierwotnie Charles Edward Pogue, znany ze swoich skryptów dla produkcji filmowych i telewizyjnych, głównie utrzymanych w stylu fantastycznym (horrory, sci-fi) oraz na przykład scenariuszy telewizyjnych przygód Sherlocka Holmesa.

Cronenberg jednak gruntownie przerobił scenariusz Pogue'a. Pozmieniał nie tylko charakterystykę postaci, ale także ich imiona, niejako odcinając się od oryginalnej historii. Na potwierdzenie tego można jeszcze dodać, że reżyser zrobił też gruntowny remanent fabularny. W rezultacie powstało arcydzieło tzw. body horroru (czyli filmu grozy, który we wręcz naturalistyczny sposób przedstawia stopniową degradację ciała, czyli gnicie, mutację, zmiany chorobowe itp.), ale również arcydzieło filmu science-fiction i filmu w ogóle. Bo „Mucha” nie jest kolejnym durnym paranaukowym filmem, jak choćby jej pierwowzór z 1958 roku.

Scena z filmu Scena z filmu "Mucha"  

I'm saying I'm an insect who dreamt he was a man and loved it, but now that dream is over and the insect is awake.

Słowo o fabule – rzecz dzieje się w niedalekiej przyszłości. Bohaterem jest naukowiec Seth Brundle (Jeff Goldblum), pracujący nad, przynajmniej jego zdaniem, największym wynalazkiem w historii ludzkości – urządzeniem do teleportacji. Nieśmiały, ubierający się codziennie w ten sam zestaw ubrań (szara marynarka, brązowe spodnie, biała koszula plus krawat) geniusz poznaje tyle wścibską, ile pociągającą dziennikarkę Veronikę (Geena Davis), której postanawia (najpewniej pod wrażeniem niewerbalnym) wyjawić nad czym pracuje w swoim obskurnym laboratorium. Veronica postanawia dokumentować postępy w pracy Setha i przy okazji nawiązuje z nim romans. Pewnego razu, nie bez nieświadomego udziału byłego partnera Veroniki, Stathisa Boransa (John Getz) dochodzi do zdarzenia, którego skutki będą bardziej niż tragiczne...

W przypadku tego „remake'u” z 1986 roku mamy do czynienia z dziełem, które możemy rozpatrywać na naprawdę wielu płaszczyznach. Bo przecież może to być film o zazdrości w miłości i jej smutnych konsekwencjach, o zagrożeniu jakie niesie za sobą ingerowanie w kod genetyczny i w odwieczne prawa natury w ogóle, o zgubnym dążeniu człowieka do osiągnięcia doskonałości, zatracając przy okazji to co odróżnia nas od zwierząt, to co najbardziej ludzkie... Można naprawdę długo wymieniać i nie dojść do końca tej wyliczanki, zwłaszcza gdy wraca się do „Muchy” co jakiś czas. To nie jest film na raz, to jest jeden z tych filmów, które robią za każdym razem wrażenie, tak samo duże i tak samo różne od każdego poprzedniego.