Taniec we krwi
Boliwijski karnawał
Słowo „karnawał“ nieodzownie kojarzy się z Rio de Janeiro. Jednak wiele innych miast Ameryki Południowej również hucznie obchodzi ten czas. Jednym z nich jest Oruro, gdzie co roku odbywa się największa impreza taneczna w Boliwii.
Karnawał w Oruro nie jest tanią impreza... dla tancerzy. Za trzymiesięczne przygotowania i ubiór muszą zapłacić. Najdroższy taniec to Morenada (ok. 300 USD łącznie z wypożyczeniem stroju). Warto zaznaczyć, że średnie miesięczne wynagrodzenie w tym kraju wynosi mniej niż 100 USD. Wydało mi się to trochę niezrozumiałe - wydać tyle pieniędzy, po to, by przez cztery godziny pokonywać trasę w tanecznym pochodzie. Jednak poznawszy nieco bliżej Boliwijczyków, zrozumiałam, że taniec jest dla nich świętością, a uczestnictwo w paradzie karnawałowej – powodem do dumy. Boliwijskie tańce można podzielić na dwie główne grupy – wywodzące się z tradycji indiańskich oraz inspirowane kulturą hiszpańskich kolonizatorów.
W lejącym się z nieba skwarze uczestnicy karnawałowego pochodu, w ciężkich ubraniach i szczelnie okrywających twarze maskach, niestrudzenie popisują się swoimi umiejętnościami i strojami. Po wyczerpującej, czterokilometrowej trasie parady, tancerze docierają wreszcie do Sanktuarium Virgen del Socavon. Wchodząc do środka, pokonują dystans do ołtarza na kolanach. Tam czeka ksiądz i błogosławieństwo. Chylę czoła, ponieważ widziałam ich zmęczenie i stroje zdecydowanie nieprzystosowane do klęczenia.
Oprócz podziwiania tanecznych popisów widzów czeka nieustająca kąpiel w wodzie i pianie. Brzmi zachęcająco? W rzeczywistości nie jest to zbyt przyjemne, ale karnawal warto zobaczyć.